Niedzielne przedstawienie "Flamenco Hoy!" (Flamenco Dzisiaj) to najważniejsze wydarzenie, związane z oficjalną inauguracją starań Katowic o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. To również pierwsza prezentacja tego spektaklu poza Hiszpanią; wcześniej widowisko obejrzeli widzowie w Madrycie i Barcelonie. - Flamenco to dziś jedyna siła w Hiszpanii, która pcha do przodu rozwój sztuki musicalowej. Co charakterystyczne, flamenco, podobnie jak np. jazz, w niesamowity sposób potrafi zintegrować w sobie różne nowe, nietypowe dla siebie rytmy. Flamenco cały czas się odnawia - przychodzą nowi ludzie, pojawiają się nowe tendencje - tłumaczył reżyser swoje zainteresowanie tym gatunkiem. W widowisku Saury występuje sześciu najlepszych instrumentalistów flamenco i jazzu, czworo charyzmatycznych wokalistów i tuzin tancerzy. Jak mówił reżyser, do przedstawienia celowo zaangażowano tych, którzy mają na flamenco inne od tradycyjnego spojrzenie i nadają mu nowy wyraz.Tradycyjne flamenco to zjawisko kulturowe, związane z folklorem andaluzyjskich Cyganów, obejmujące muzykę, śpiew, taniec, strój i zachowania. - To nie jest ortodoksyjne, klasyczne flamenco, ale flamenco, które pozostając w ramach tego gatunku integruje w sobie różne rodzaje muzyki i otwiera się na inne kultury. Pokazujemy flamenco takie, jakie jest dzisiaj, w szerszym niż klasyczny horyzoncie - mówił Saura. Producent i pomysłodawca spektaklu, Julio Marti, potwierdził, że intencją jego twórców było przybliżenie flamenco do innych rodzajów muzyki. - Chodziło o to, by flamenco otwarło się na ludzi słuchających różnej muzyki, by nabrało uniwersalnego charakteru. Mamy nadzieję, że to się udało - powiedział producent. Twórcy spektaklu przekonują, że flamenco wciąż żyje i rozwija się, dlatego nie należy myśleć o nim - jak np. o portugalskim gatunku fados - jako o zabytku kultury. - Flamenco jest wciąż aktualnym, żywym gatunkiem, który żyje i rozwija się. Wpisanie go do rejestru zabytków kultury mogłoby spowodować, że straci swego żywego ducha - uważa reżyser. Carlos Saura przyjechał do Katowic także po to, by otworzyć wystawę Saura & Saura, złożoną z fotografii, które robił w latach 1946-1998 swemu bratu, jednemu z najwybitniejszych malarzy i grafików hiszpańskich, Antonio Saurze. Jak mówił w niedzielę reżyser, fotografia i praca z obrazem pozostają jego wielką pasją. - Kino i fotografia to sztuki bardzo od siebie różne, a jednocześnie powiązane ze sobą. To, co mnie najbardziej w nich pociąga, to praca nad obrazem. Od zawsze bardzo kochałem obraz, lubiłem się nim interesować. Tak naprawdę jestem ciągłym fotografem. Zawsze, gdziekolwiek bym nie szedł, mam ze sobą aparat fotograficzny, mam w domu ogromne ilości zdjęć. Obraz jest tym, co najbardziej pociąga mnie w mojej pracy - tłumaczył Saura. Jak mówił, w wielu swoich przedsięwzięciach zdarzało mu się łączyć różne gatunki sztuki. Do Katowic przyjechał z Walencji, gdzie w miejscowej operze pracuje nad inscenizacją "Carmen". Jego poprzedni film, wchodzący obecnie na ekrany w Paryżu, opowiadał, jak powstała opera "Don Giovanni" Mozarta. - To właśnie film, który łączy ze sobą różne sztuki - jest tam element filmu, fotografii, opery - powiedział Saura. Pytany o to, czy "hiszpański duch", obecny w jego filmach, wciąż jest siłą napędową tamtejszego kina, Saura ocenił, że nieuniknione jest przedstawianie w dziełach hiszpańskich artystów elementów kultury, w której wyrośli i z którą są związani. - Każdy z nas należy do pewnej kultury, do swojego kraju, swojej rodziny. Nawet gdy nam się to nie podoba, jesteśmy wyznacznikami tej kultury. Nie jestem żarliwym patriotą, który chodzi po ulicach krzycząc: Hiszpania, Hiszpania. Natomiast podoba mi się mój kraj, ziemia, na której żyję. Dlatego w mojej sztuce przedstawiam elementy z nią związane - powiedział Saura. Reżyser, który w Argentynie zrealizował film "Tango", a w Portugalii "Fados", zaznaczył, że to miejsca bliskie kulturowo Hiszpanii. Wyznał, że bałby się pracować np. w Stanach Zjednoczonych, bo "aby móc powiedzieć o jakimś kraju że się go zna, trzeba tam żyć - nie wystarczy pojechać jako turysta". 78-letni Saura, który zrealizował ok. 40 filmów nie lubi - jak sam mówi - wracać do nich i oceniać, które są bardziej, a które mniej udane. - O wiele bardziej interesuje mnie to, co dopiero będę robił. Nakręciłem ok. 40 filmów, ale zostawiam je za sobą, powoli o nich zapominam. Jeżeli miałbym cały czas o nich myśleć, to pewnie bym się znudził - powiedział reżyser. - Każdy z tych filmów jest częścią mojego życia; nie jestem w stanie powiedzieć, który był gorszy, który lepszy. Każdy z nich jest częścią mnie i mnie wyraża. Zrobiłem to, co chciałem zrobić i to jest dla mnie ważne. Gdy zrobię film, zostawiam go za sobą. Być może dlatego, że boję się, iż moje filmy przestaną mi się podobać - dodał Saura, pozostawiają ocenę swojej twórczości innym. Producent Julio Marti jako najważniejszy film Saury wskazał "Polowanie" z 1966 r. - To film, który dokonał wielkiego przewrotu w kinematografii hiszpańskiej. Ludzie, którzy go wiedzieli, mogli sobie powiedzieć: rany boskie, skąd pochodzi ten facet! - skomentował Marti.