We wtorkowej tragedii zginęło 23 górników. Uczestnicy akcji, jak zwykle podczas akcji ratowniczych w górnictwie, cały czas podkreślali, że mają nadzieję na ocalenie górników. - Polskie górnictwo cechuje się rzadko spotykanym poziomem etyki. Jest tak, jak na wojnie - dopóki nie znajdzie się ciała, mówimy o osobie zaginionej. Polscy ratownicy po każdej tragedii robią wszystko, by dotrzeć do ofiar, nawet jeśli wiadomo, że nie żyją. W innych krajach niestety ofiary bywają pozostawiane w miejscu wypadku - powiedział prof. Krzystolik. Raport specjalny: Tragedia w kopalni Jak wyjaśnił, po wybuchu metanu następuje krótkotrwały tzw. błysk temperaturowy - osiąga ona wtedy wartości ok. 1500 stopni Celsjusza, jednocześnie metan wypala tlen, atmosfera staje się więc niezdatna do oddychania. Prowadzoną w kopalni "Halemba" akcję ratowniczą profesor ocenił jako "bardzo sprawną", podkreślając, że była ona jedną z najtrudniejszych w historii polskiego górnictwa. Ratownicy musieli pracować w temperaturze sięgającej ponad 30 stopni Celsjusza, zmagać się z utrudniającą akcję wodą, na którą natrafili w zagłębieniu chodnika, zniszczonym w chwili wybuchu sprzętem i oraz zalegającymi tam skałami i węglem. Największym problemem było jednak groźne stężenie metanu w rejonie katastrofy, które dwukrotnie wstrzymywało prace - atmosfera musiała bowiem być bezpieczna dla ratowników, w tym celu wietrzono chodnik. Prof. Krzystolik podkreślił, że urządzenia pomiarowe monitorujące stężenie metanu przed tragedią działały z całą pewnością sprawnie. Przypomniał, że kopalnia "Halemba" choć należy do zakładów o najwyższym stopniu zagrożenia metanem, nie jest wcale kopalnią, gdzie tego gazu jest najwięcej. - Są w Polsce kopalnie, gdzie jest go jeszcze więcej. To zagrożenie stale towarzyszące naszemu górnictwu - zaznaczył profesor.