Centrala firmy była w Polsce, w Sosnowcu. Odział - w Niemczech. - Ubiegałam się o zwrot podatku VAT z tytułu tego, że nasze wyroby wyjeżdżały do Niemiec do naszego oddziału - tłumaczy właścicielka. Urzędnicy uznali, że to złamanie prawa i ruszyła lawina upadłościowa. Kary, zajmowanie maszyn i kont bankowych, wreszcie zwalnianie ludzi. Kobieta oddała sprawę do sądu administracyjnego i wygrała. To oznaczało, że miała rację. Ale odszkodowania nie dostała. Właścicielka firmy chce 5 milionów złotych. Dwa razy jednak w sądzie przegrała, bo - zdaniem sądu - nie udowodniła, że urzędnicy skarbowi działali bezprawnie. Teraz została już tylko rozprawa kasacyjna.