Przyznał, że zdawał sobie sprawę z zagrożeń naturalnych w kopalni, jednakże utrzymuje, że o przypadkach przekroczenia dopuszczalnych stężeń gazu dowiadywał się już po fakcie; nigdy nie raportowano mu, by metan osiągnął stężenia wybuchowe. Kazimierz D. kontynuował w środę składanie wyjaśnień przed Sądem Okręgowym w Gliwicach. Był przesłuchiwany jako ostatni spośród 17 oskarżonych w sprawie katastrofy, w której ponad dwa lata temu zginęło 23 górników. Podobnie jak pozostali podsądni nie przyznał się do winy. Do tragedii w "Halembie" doszło w listopadzie 2006 r. Górnicy zginęli w wybuchu metanu i pyłu węglowego 1030 m po ziemią, gdzie likwidowano ścianę wydobywczą. Jak ustaliły prokuratura i nadzór górniczy, kierujący kopalnią przyzwalali w niej na łamanie przepisów i zasad sztuki górniczej. Kazimierz D. - dziś na emeryturze - jest najważniejszym w hierarchii górniczej oskarżonym w tej sprawie. Według śledczych, w listopadzie 2006 r. wiedział o przekroczonych dopuszczalnych stężeniach metanu w kopalni, tolerował też brak profilaktyki w zakresie zwalczania zagrożenia wybuchem pyłu węglowego i zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Mimo to zlekceważył alarmujące dane i nie nakazał przerwania prac, skutkiem czego była śmierć górników. Oskarżony długo opowiadał przed sądem o górniczych przepisach, procedurach oraz podziale zadań i obowiązków w kopalni. - Nie miałem obowiązku znać wszystkich szczegółów prac likwidacyjnych ściany wydobywczej. Obowiązek taki spoczywał na osobach bezpośrednio nadzorujących te prace i wyznaczonych do kontroli wyrobisk i prowadzonych robót - podkreślił. B. dyrektor przyznał, że na krótko przed tragedią informowano go o przypadkach przekroczenia dopuszczalnych stężeń metanu, ale - jak powiedział - były one spowodowane "czynnikiem ludzkim i były na bieżąco usuwane". Kazimierz D. przypomniał, że metan może osiągać zwiększone stężenia np. w wyniku samej likwidacji ściany, awarii wentylatora czy niżu barycznego. - W żadnym wypadku w składanych mi raportach nie informowano o stężeniach gazów kopalnianych znajdujących się w trójkącie wybuchowości - oświadczył Kazimierz D. i dodał, że nie otrzymywał informacji na temat tego, co rejestrował chromatograf - urządzenie analizujące skład atmosfery w kopalni. Mówił, że nie wycofywał załogi, bo o przypadkach przekroczenia stężeń metanu dowiadywał się już po fakcie i sam bezpośrednio nie nadzorował prac. Według ustaleń Wyższego Urzędu Górniczego, w trakcie prac prowadzonych w rejonie likwidowanej ściany w dniach od 17 do 21 listopada 2006 r. czujniki aż 44 razy stwierdziły przekroczenie dopuszczalnych stężeń metanu, z czego 9 razy były to stężenia w granicach wybuchowości. Łączny czas, kiedy przekroczone były stężenia, przekraczał pięć godzin. Zgodnie z przepisami, gdy stężenie przekracza 2 proc., trzeba przerwać prace. Metan wybucha przy stężeniu od 5 do 15 proc. B. dyrektor "Halemby" powtórzył, że w czasie swojej wieloletniej pracy nigdy nie miał zamiaru narażać załogi na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. - Przez cały ten okres zawsze podejmowałem takie działania, aby zapewnić załodze jak najlepsze i najbezpieczniejsze warunki pracy - zapewnił. Po obszernych wyjaśnieniach, odczytywanych przez oskarżonego z liczącego kilkadziesiąt stron pliku kartek, sąd odczytywał też protokoły z przesłuchań b. dyrektora w czasie śledztwa. Następna rozprawa w piątek. Kazimierz D. ma wtedy odpowiadać na pytania sądu. Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zamknęła śledztwo w czerwcu ubiegłego roku. W głównym procesie, który ruszył w listopadzie, odpowiada 17 oskarżonych. Dziewięciu innych mężczyzn przyznało się do winy i dobrowolnie poddało karze. 5 lutego usłyszeli wyroki - od czterech miesięcy do dwóch lat więzienia w zawieszeniu i grzywny od 300 do 1500 zł.