Blisko rok temu katowicki sąd okręgowy skazał za tę zbrodnię na 25 lat Jarosława Ż. Jego bratu Aleksandrowi wymierzył karę 15 lat więzienia za usiłowanie zabójstwa. Rozprawa rozpoczęła się z ponad godzinnym opóźnieniem. Powodem była nieobecność jednego z obrońców. Na salę sądową doprowadzono z aresztu braci Ż. Stawił się też odpowiadający z wolnej stopy Robert J. Nie ma siedmiu innych mężczyzn, których w tej sprawie oskarżyła prokuratura. Do napadu na kawiarenkę doszło 20 maja 2002 r. Jarosław Ż. zwerbował swojego brata i Jacka O., dla których był to pierwszy taki "skok". Czwartym uczestnikiem napadu był Przemysław M. Gangsterzy napadli na kawiarenkę, bo sądzili, że jej właściciel, posiadający nielegalną rozlewnię alkoholu, ma przy sobie dużo gotówki. Gdy bandyci weszli do kafejki, siedzieli tam dwaj funkcjonariusze w cywilu, którzy zrobili sobie przerwę w nocnej służbie. Pili kawę. Gdy właściciel lokalu krzyknął, że wewnątrz są policjanci, Jarosław Ż. zaczął strzelać. Strzelał też jego brat. Policjanci szybko zużyli wszystkie naboje. Nie mieli szans - przestępcy mieli pistolet z powiększonym magazynkiem, który mieści 21 nabojów. Jarosława Ż., ciężko rannego od policyjnych kul, kompani zostawili przed szpitalem. Po kilku dniach odzyskał przytomność. Życie uratował mu telefon komórkowy, na którym zatrzymał się jeden z pocisków. Poza braćmi Ż. aktem oskarżenia objętych zostało osiem innych osób, które odpowiadały m.in. za kilkadziesiąt napadów z bronią w ręku w latach 1999-2002, podczas których przestępcy zrabowali łącznie około miliona złotych. W rozpoczętym w kwietniu 2004 r. procesie Jarosław Ż. odpowiadał za 45 przestępstw, wśród nich 34 napady z bronią w ręku. Innemu oskarżonemu - Mariuszowi Ś., przez długi czas "mózgowi" grupy - prokuratura zarzuciła 35 napadów. Mariusz Ś. za popełnione przestępstwa otrzymał łączną karę 15 lat więzienia, Andrzej K. i Wojciech Sz. dostali kary po 12 lat więzienia. Pozostali kary 6, 3 i 2 lat pozbawienia wolności. Pokrzywdzonych przez nich zostało ok. 230 osób i instytucji, m.in. rodziny zabitych policjantów, ofiary innych napadów oraz firmy ubezpieczeniowe. Sąd I instancji wymierzył łagodniejsze kary niż żądała prokuratura, wskazując na fakt współpracy oskarżonych podczas dochodzenia. Ich zeznania pozwoliły wznowić i zakończyć kilkadziesiąt umorzonych wcześniej śledztw w sprawie popełnionych przez nich przestępstw. Zachowanie oskarżonych - okazana skrucha i złożenie obszernych wyjaśnień - musi być premiowane i dawać im szanse na powrót do społeczeństwa - argumentował sąd okręgowy. Prokuratura uznała, że bandyci nie stanowili zorganizowanej grupy przestępczej w znaczeniu kodeksowym. Oskarżeni nie byli związani z żadnymi gangami i tylko jeden z nich był wcześniej karany. W toku dochodzenia zeznali m.in., że dokonując coraz brutalniejszych napadów zdobywali pieniądze na rozrywkowe życie. Zaczynali od nie zawsze udanych napadów na hurtownie i restauracje. Z czasem byli coraz lepiej zorganizowani, uzbrojeni i coraz bardziej brutalni. Podczas napadów przewracali ofiary na ziemię i przystawiali im broń do głowy. Obrabowali m.in. Lukas Bank w Rudzie Śląskiej - w styczniu 2002 r. Ukradli wówczas 311 tys. zł. W procesie odpowiada także Robert J., były oficer Wojska Polskiego, pasjonat broni, który szkolił oskarżonych, a także umożliwiał im dostęp do broni i amunicji. Mężczyzna został w I instancji skazany na dwa lata więzienia.