Na pomysł hotelu wpadła Ewa Gryt, rodowita ślązaczka. W marcu ubiegłego roku wymyśliła, żeby kupić, wyremontować i urządzić w śląskim stylu kilka mieszkań w Nikiszowcu, zabytkowym osiedlu robotniczym, a już w maju pierwsze było gotowe. Wkrótce kupiła i wyremontowała kolejne. - Idea była taka, żeby sąsiadami gości byli zwyczajni ludzie. Dzięki temu można poczuć, jak w niedzielę pachnie roladą i rosołem, słychać jak trzaskają talerze - mówi właścicielka. Rozwiązanie podpatrzyła na wycieczce w Wenecji. Tam recepcja hotelu była na Rynku, a apartamenty rozrzucone po całym mieście. Na studiach w Krakowie widziała też, jak rozkwitał krakowski Kazimierz. - Zaczęło się od jednej knajpki, a potem to poszło lawinowo - mówi. Chciała, żeby apartamenty w familokach (robotnicze bloki na Śląsku, przyp. red.) były urządzone zgodnie ze śląską tradycją, ale jednocześnie spełniały hotelowe standardy. Znalazła złoty środek i tam, gdzie się dało, postawiła na tradycję, którą uzupełniła nowoczesnością. Kuchenny kredens sąsiaduje więc z nowoczesnym aneksem kuchennym, a w kaflowym piecu wbudowany jest piec elektryczny. Nowoczesne są komplet wypoczynkowy czy dodatki. Luksusy panują też w łazience. O klimacie apartamentów decydują jednak przede wszystkim starocie, odszukane na strychach i odrestaurowane przez znajomego właścicielki. Gości nie brakuje. Pokoje wynajmowali m.in. zagraniczni artyści, którzy przyjechali do Nikiszowca na coroczny festiwal sztuki naiwnej. Ludzie rezerwują już weekendy na wrzesień. Możliwe jest też zorganizowanie tu spotkania biznesowego na 12 osób. Ewa Gryt jako jedna z pierwszych postanowiła zainwestować na Nikiszowcu, który po latach zaniedbań, powoli budzi się do życia. Dzielnica ubiega się o wpisanie na listę światowego dziedzictwa Unesco. Działa tam stowarzyszenie Razem dla Nikiszowca, które m.in. walczy o poprawę bezpieczeństwa. Z pomocą Centrum Aktywności Lokalnej mieszkańcom udało się już zorganizować kilka wydarzeń: jarmark, odpust, dzień sąsiada. - To miejsce ma potencjał. Przeprowadza się tu coraz więcej artystów - mówi Gryt. Namawia każdego, żeby zainwestował w Nikiszowcu, choć wie, że musi się zmienić stereotyp o dzielnicy. - Panuje opinia, że tu jest niebezpiecznie, że można butelką w głowę dostać. Ale dzielnica się oczyszcza. Teraz jest taka współpraca z policją i z miastem, że jak tylko zdarzy jakiś incydent, to takiej rodziny od razu tu nie ma - zapewnia.