- Dotychczas ze zbiornika, do którego wpadł górnik, wybrano ponad 15 ton węgla. Ratownicy szukają nadal, w kierunku wskazanym przez psa tropiącego - powiedziała w niedzielę rano Ewa Szpejna z Przedsiębiorstwa Górniczego (PG) Silesia w Czechowicach-Dziedzicach. Do sobotniego wypadku w Silesii doszło 460 m pod ziemią. Górnik wpadł do głębokiego na ok. 25 metrów zbiornika w połowie wypełnionego węglem. Ratownicy sądzili, że na ślad pracownika naprowadzi ich sygnał emitowany z nadajnika umieszczonego w jego lampce. Okazało się jednak, że znaleziono jedynie lampkę z nadajnikiem. Do poszukiwań wykorzystano psa, który wskazał kierunek, gdzie może znajdować się zaginiony. Zbiornik ma prawie 500 m sześc. objętości. Gdy górnik wpadł do środka, przez jakoś czas do zbiornika nadal sypany był węgiel. Chwilę po wypadku taśmociągi szybko zatrzymano. Na czas akcji ruch zakładu górniczego został wstrzymany. Zamontowano specjalne urządzenie, pozwalające ostrożnie opróżniać zbiornik z węgla. PG Silesia jest spółką z większościowym udziałem czeskiego inwestora, który kupił kopalnię od Kompanii Węglowej. Wiosną tego roku, po ponad roku przygotowań i inwestycji, zakład wznowił wydobycie węgla. To pierwszy poważny wypadek, do którego doszło w tej kopalni od jej ponownego uruchomienia. W akcji w Silesii uczestniczą zastępy ratownicze z kopalni oraz stacji ratownictwa górniczego: okręgowej i centralnej.