W kopalni "Krupiński" piątą dobę trwają poszukiwania ratownika, który zaginął pod ziemią podczas akcji ratowniczej po zapłonie metanu. W jego odnalezieniu nie pomógł, jak dotąd, szkolony do szukania ludzi pies. Gdy warunki pozwolą, pies znów weźmie udział w akcji. O postępach trwających nieprzerwanie 820 m pod ziemią działań poinformowali we wtorek: rzeczniczka Jastrzębskiej Spółki Węglowej, Katarzyna Jabłońska-Bajer oraz wicedyrektor departamentu górnictwa Wyższego Urzędu Górniczego, Marek Jarczyk. Nadal nie odnaleziono pracownika Jak relacjonowała rzeczniczka, wykluczono, by pracownik mógł znajdować się w wyrobiskach sąsiadujących z chodnikiem, gdzie doszło do pożaru. Ratownicy przeszukali je wszystkie, część wraz z psem. Zwierzę nie mogło jednak na razie wejść do feralnego chodnika ze względu na panujące tam warunki. Według informacji nadzoru górniczego, służby ratownicze rozważają ponowne wykorzystanie w akcji psa, kiedy będzie pewność, że w chodniku można swobodnie oddychać. Wówczas pies mógłby przejść po specjalnym, bezzapachowym materiale, by łatwiej było mu wyczuć zapach człowieka. Rozważają użycie w akacji psa Jak powiedział wicedyrektor Jarczyk, objęty pożarem chodnik ma długość (od wlotu do ściany wydobywczej) ok. 850 metrów. Tzw. lutniociąg, doprowadzający powietrze, ma 143 metry; ratownicy doszli nieco dalej, skąd mieli widoczność na kolejne ok. 20 m chodnika. Na tym odcinku nie znaleziono poszkodowanego ratownika. Niespenetrowane pozostało więc ok. 700 m wyrobiska. Nie można tam wejść z powodu pożaru. Ratownik, który stracił życie w czasie akcji (eksperci podejrzewają, że zmarł on wskutek udaru cieplnego, spowodowanego wysoką temperaturą i wilgotnością), był na 86. metrze, a więc tam, gdzie ratownicy byli już wielokrotnie. Podejrzewano, że w pobliżu jest także drugi ratownik. Jak dotąd nie udało się jednak go odnaleźć. Trwa też akcja przeciwpożarowa Równolegle w wyrobiskach trwa akcja przeciwpożarowa, która - jak ocenił dyr. Jarczyk - przynosi efekty. O tym, że pożar stopniowo będzie wygasał, świadczy m.in. malejąca ilość tlenu w wyrobisku - to efekt tłoczenia tam od poniedziałku azotu. - Według porannych danych z linii chromatograficznych (mierzą stężenia gazów - przyp. red.), ilość tlenu wynosi tam ok. 6-7,1 proc. Przyjmuje się, że gdy jest to poniżej 8 proc., następuje wygaszanie pożaru - powiedział wicedyrektor. Stężenie metanu przekracza 8 proc. - teoretycznie jest to stężenie wybuchowe (tzw. trójkąt wybuchowości tego gazu to między 5 a 15 proc.), ale z powodu małej ilości tlenu nie ma zagrożenia wybuchem. Zagrożeniem jest wysoka temperatura Dlatego ratownicy mogą wchodzić do wyrobiska, choć wyłącznie w aparatach oddechowych - stężenie tlenku węgla to ok. 3 proc., podczas gdy znacznie poniżej 1 proc. wystarczy jeden oddech, by człowiek umarł. Nadal zagrożeniem jest wysoka temperatura. Przy wylocie chodnika wynosi ona ok. 25 stopni Celsjusza; im dalej w głąb wyrobiska, tym jest wyższa. Gdy przekracza ponad 40 stopni, ratownicy muszą wycofać się. Obecnie trwa zakładanie specjalnych linii z czujnikami do stałego pomiaru temperatury. Kolejne zastępy ratowników, które będą docierać coraz dalej, będą przedłużać tę linię. Wciąż mają nadzieję, że przeżył Przedstawiciele służb ratowniczych podkreślają - zasadą wszystkich tego typu akcji w górnictwie jest nadzieja, że poszukiwany pracownik mógł przeżyć. Przyznają jednocześnie, że warunki pod ziemią są skrajnie trudne, a od zaginięcia 34-letniego ratownika minęło już dużo czasu. W wyniku czwartkowego zapalenia metanu i późniejszej akcji zginęły dwie osoby: 27-letni górnik oraz 36-letni ratownik, który był w zastępie idącym na pomoc uwięzionym w chodniku pracownikom. Kolejny ratownik zaginął. 11 osób trafiło do szpitali. 9 najciężej rannych jest w siemianowickiej oparzeniówce. Lekarze zapewniają, że ich leczenie przebiega poprawnie. Przyczyny wypadku wyjaśniają specjalna komisja nadzoru górniczego oraz prokuratura.