Kobieta była cała i zdrowa, nie chciała nawet kontaktu z lekarzem - relacjonowała rzeczniczka chorzowskiej policji mł. asp. Justyna Dziedzic. Chorzowianka wyszła do pracy w sobotę rano. O tym, że nie powróciła, w poniedziałek powiadomił policjantów jej 76-letni mąż. Ponieważ sam jest schorowany i wymagający opieki, zgłosił zaginięcie żony dopiero w drugim dniu świąt, wspomagany przez sąsiadów. Policjanci rozpoczęli poszukiwania. - Przez kilkanaście godzin funkcjonariusze sprawdzali opustoszałe budynki, szyby wind, szpitale, kontaktowali się też z mieszkającą we Włoszech rodziną kobiety - niestety, bez rezultatu - powiedziała rzeczniczka. Sprawa wyjaśniła się we wtorek rano, kiedy do pracy w chorzowskiej firmie przyszli pierwsi pracownicy. Zastali sprzątaczkę zamkniętą w pomieszczeniu archiwum. Jak powiedziała mł. asp. Dziedzic, całe zdarzenie uznano za nieszczęśliwy wypadek losowy. W takiej sytuacji policjanci nie zabezpieczają śladów, nie prowadzą np. oględzin drzwi czy zamka, jak zrobiliby to w przypadku podejrzenia, że doszło do przestępstwa.