7 marca 1953 r. w Katowicach odbyło się wspólne posiedzenie Komitetu Wojewódzkiego PZPR i prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej. Zgromadzeni podjęli wówczas jednomyślną uchwałę, w której zwrócono się do Komitetu Centralnego PZPR i rządu z prośbą "w imieniu śląskich mas pracujących" o nadanie Katowicom nowej nazwy - Stalinogród. Tego samego dnia Rada Państwa i Rada Ministrów podjęły stosowną uchwałę. Wiązała się z tym również zmiana nazwy województwa na stalinogrodzkie. Choć formalnie inicjatywa zmiany nazwy wyszła z Katowic, faktycznie - według historyków - decyzja zapadła w Warszawie w kręgu najwyższych władz państwowych; najbardziej prawdopodobnym autorem tego pomysłu był Bolesław Bierut. 6 marca polecono I sekretarzowi Komitetu Wojewódzkiego PZPR Józefowi Olszewskiemu, by tak wszystko zorganizował, żeby to klasa robotnicza chciała zmiany nazwy - wynika z ustaleń badaczy. Formalnie do takiej zmiany potrzebna była jeszcze ustawa sejmowa, przyjęta bez głosu sprzeciwu 28 kwietnia 1953 r. Wnioskował o to poseł, znany śląski pisarz Gustaw Morcinek. Wielu miało mu to później za złe, a on sam wiele razy mówił, że wstydzi się tego faktu z czasów apogeum stalinizmu w Polsce. W ciągu kilku godzin od przyjęcia nowej ustawy zaczęto zmieniać szyldy w Katowicach. Zmianie nazwy sprzeciwiły się trzy licealistki, które kolportowały w mieście ulotki. Poniosły surowe konsekwencje. Najstarsza została skazana na 4 lata więzienia, pozostałe - na pobyt w zakładzie poprawczym. Trzy nastolatki, posługując się dziecięcą drukarenką, drukowały ulotki, w których sprzeciwiały się zmianie nazwy miasta, a na murach kredą i farbą pisały: "Precz ze Stalinogrodem", "Komuna to zaraza", "Śmierć komunie". Po kilku tygodniach dziewczyny zostały zatrzymane. Zostały poddane brutalnemu śledztwu, były bite i poniżane. 8 czerwca 1953 r. sąd uznał je winnymi "sporządzenia i kolportażu ulotek o treści nawołującej do zbrodni i zawierających fałszywe wiadomości, mogące wyrządzić istotną szkodę interesom Państwa Polskiego". Barbarę Galas skazano na 4 lata więzienia, a Natalię Piekarską i Zofię Klimondę na pobyt w zakładzie poprawczym. W 2004 r. Natalia Piekarska-Poneta i Barbara Nowakowska z domu Galas zostały honorowymi obywatelkami Katowic. Trzecia licealistka, Zofia Klimonda, już wówczas nie żyła. - Zmiana nazwy była dla nas nie do przyjęcia. To było tak szybkie, tak nagłe. Zaczęto zmieniać drogowskazy, spadały znad wystaw napisy Katowice. Zdecydowałyśmy, że trzeba coś zrobić, odezwać się - mówiła po odebraniu honorowego obywatelstwa Natalia Piekarska-Poneta. - Warto było, chociaż było bardzo ciężko. Jakaś satysfakcja jest, że jednak się na coś przydało, jakieś oddźwięki tego były, szczególnie, kiedy w 56 r. powróciła nazwa Katowice (...). Robiąc to, co robiłyśmy, nie wybiegałyśmy myślą w daleką przyszłość. Chciałyśmy coś zmienić, byłyśmy za słabe, za młode - wspominała Barbara Galas-Nowakowska. Decydując o przyznaniu kobietom honorowego obywatelstwa władze miasta podkreślały, że dziewczęta czynnie wystąpiły w obronie tożsamości miasta i jego historycznej nazwy; tym samym wyraziły swój sprzeciw wobec doprowadzonego do absurdu kultu jednostki. "Uważam, że to bohaterki. To był wyjątkowo odważny gest, na który być może nie zdobyłby się dorosły człowiek" - mówił wówczas prezydent Katowic Piotr Uszok, który sam urodził się w Stalinogrodzie. 21 października 1956 r., dekretem Rady Państwa, na fali Odwilży - powrócono do starej nazwy miasta. Rocznicę zmiany nazwy Katowic zamierza w czwartek przypomnieć mieszkańcom miasta Stowarzyszenie Młodzi Demokraci. Jego członkowie przygotowali ulotki, podobne do tych kolportowanych 60 lat temu. Umieszczono tam hasła z 1953 roku oraz tekst opisujący tamte wydarzenia. Przed południem ulotki będą wręczane przechodniom przed katowickim dworcem kolejowym. - Uważamy, że bohaterski czyn, na jaki zdobyły się 60 lat temu nasze wówczas rówieśniczki, wymaga dziś przypomnienia. W kontekście tej rocznicy potrzebna jest pamięć nie tylko o bezdusznej decyzji komunistycznego aparatu, lecz przede wszystkim o ludziach, którzy mieli odwagę przeciwko niej zaprotestowaći - uznała Magdalena Ruta ze stowarzyszenia.