W lutym 2012 r. Sąd Okręgowy w Katowicach, po siedmioletnim procesie, skazał Hopa na 8 lat więzienia. Karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat sąd wymierzył współoskarżonemu Krzysztofowi G., długoletniemu przyjacielowi Hopa. O wyznaczeniu terminu rozprawy odwoławczej poinformował we wtorek PAP rzecznik Sądu Apelacyjnego w Katowicach Robert Kirejew. Nie można wykluczyć, że sprawa zostanie zwrócona do I instancji. W apelacji adwokata Hopa znalazł się poważny zarzut - naruszenia prawa jego klienta do obrony. Chodzi o prowadzenie części procesu pod nieobecność oskarżonego, bez należytego upewnienia się, że Hop na to się zgadza oraz wątpliwości, czy oskarżony został o tych terminach rozpraw prawidłowo powiadomiony przez sąd. Sam obrońca Hopa twierdzi, że nie mógł wówczas nawiązać kontaktu ze swoim klientem. Hop od początku nie przyznawał się do winy. Podczas wielogodzinnych wyjaśnień przed sądem okręgowym mówił m.in., że traktował prokuraturę apelacyjną jak dzieło swojego życia i "oszukiwanie jej byłoby jak okradanie własnej rodziny". Poza karą pozbawienia wolności sąd ukarał obu oskarżonych grzywną (72 tys. zł dla Hopa i 28,8 rys. zł dla Krzysztofa G.), zobowiązał ich do częściowego naprawienia szkody. Częściowego, bo szefowie tylko niektórych firm złożyli takie wnioski. Według prokuratury i sądu okręgowego w latach 1993-2002 Hop zapraszał szefów firm na spotkania, podczas których przedstawiał im trudną sytuację prokuratury, wskazując na jej potrzeby i braki, np. sprzętu biurowego. W rzeczywistości sprzętu nie kupowano, a pieniądze trafiały do kieszeni oskarżonego. W ten sposób miało zostać oszukanych 65 firm i osób. Hop miał tłumaczyć przedsiębiorcom, że kupowany za ich pieniądze sprzęt musi być kompatybilny z już posiadanym, proponował więc, że sam załatwi formalności z firmą, która jest stałym dostawcą prokuratury. W ten sposób, nie budząc podejrzeń, brał pieniądze, darczyńcom dając później faktury wystawiane przez Krzysztofa G. Krzysztof G. mówił przed sądem, że on sam nie czerpał pieniędzy z przestępczego procederu. Przyznał jednak, że otrzymał od Hopa 30 tys. zł pożyczki, w kilku ratach. Kiedy już ją dostał, w 1999 roku przestał współpracować z prokuratorem. Prokuratura ustaliła, że po zakończeniu współpracy z G. Hop sam podrabiał faktury, fałszując podpis i pieczątkę G. Oskarżony stanowczo temu zaprzeczał. Podczas śledztwa zabezpieczono około 550 faktur. Na 143 z nich podpisał się Krzysztof G. Hop, fałszując podpis i pieczątkę wspólnika, podrobił ich około 390 - wskazała prokuratura. Poza wyłudzeniami i podrabianiem dokumentów Hop odpowiadał też m.in. za utrudnianie postępowania poprzez nakłanianie do fałszywych zeznań. W związku ze stawianymi mu zarzutami był aresztowany przez trzy lata. Z wolnej stopy odpowiada od listopada 2005 r. Jeśli wyrok z I instancji się uprawomocni, będzie musiał wrócić do więzienia. O tym, że Hop wydaje więcej, niż zarabia, mieszka w luksusowej willi i jeździ drogim autem, napisał w kwietniu 2002 r. tygodnik "Newsweek". Ówczesna minister sprawiedliwości Barbara Piwnik przekazała sprawę do zbadania krakowskiej prokuraturze. To ona wniosła oskarżenie. Katowicki sąd okręgowy już na początku procesu zezwolił na publikację wizerunku i nazwiska Hopa, uznając, że przemawia za tym ważny interes społeczny.