Przez cały występ zespołu padał ulewny deszcz i przechodziły burze - wzbogacając oprawę wizualną koncertu o liczne błyskawice. Zespół zagrał m.in. swoje najsłynniejsze przeboje, jak "Mama", "I Can't Dance", "No Son of Mine" czy "Land of Confusion", w którego ostatnich akordach przez kilka sekund niebo zrobiło się jasne od wyładowań. Lider zespołu, Phil Collins, z półgodzinnym opóźnieniem witając publiczność określił angielskim epitetem bezbłędnie wypowiedziany po polsku wyraz "deszcz". Oprócz witanych aplauzem największych przebojów Genesis z lat osiemdziesiątych, muzycy zagrali też wybrane, połączone często ze sobą utwory z lat siedemdziesiątych, gdy zespół był czołowym przedstawicielem nurtu rocka progresywnego. Zabrzmiały m.in. fragmenty albumu "Duke", oraz słynne kompozycje "Firth of Fifth" i "Carpet Crawlers". Publiczność żywo reagowała również na popisy Collinsa za perkusją, m.in. rozpoczęte od gry na stołku barowym wspólne solo na dwa zestawy perkusyjne z drugim bębniarzem Chesterem Thompsonem, a także akrobatyczną grę na tamburynie podczas utworu "Follow You, Follow Me", w czasie którego podobny popis o 30 lat młodszego lidera grupy - wyświetlany było na ekranie za sceną. Podczas chorzowskiego koncertu, tak jak pozostałych w ramach tegorocznej trasy "Turn It On Again", trzech muzyków z oryginalnego składu Genesis - perkusistę i wokalistę Phila Collinsa, klawiszowca Tony'ego Banksa oraz gitarzystę i basistę Mike'a Rutherforda - uzupełniali dwaj ich stali koncertowi współpracownicy - perkusista Chester Thompson i gitarzysta Daryl Stuermer. Po koncercie muzycy Genesis odjechali do portu lotniczego w Pyrzowicach. Stamtąd około północy mieli odlecieć wyczarterowanym boeingiem 737 do Hanoweru, gdzie w sobotę dadzą kolejny występ.