Od tej największej tragedii stanu wojennego mija 28 lat. 16 grudnia 1981 r. od milicyjnych kul zginęło dziewięciu górników z "Wujka", a kilkudziesięciu zostało rannych. Rocznicowe uroczystości rozpoczną się tradycyjnie mszą św. w położonym niedaleko kopalni kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. W świątyni zostanie odsłonięta tablica upamiętniająca ks. Jerzego Popiełuszkę. Potem uczestnicy obchodów przejdą pod Krzyż-Pomnik przy kopalni, gdzie odbędzie się apel poległych i zostaną złożone wieńce i zapalone znicze. Placowi przed kopalnią zostanie nadane imię NSZZ "Solidarność". Wśród uczestników uroczystości ma być m.in. wicepremier Waldemar Pawlak. Protest w kopalni "Wujek" rozpoczął się po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej "Solidarności" Jana Ludwiczaka. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk, domagając się zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych działaczy "S" z całego kraju, respektowania porozumienia jastrzębskiego oraz niewyciągania konsekwencji wobec protestujących. Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian, którzy sformułowali kolejne postulaty - zniesienia stanu wojennego i przywrócenia działalności "Solidarności". Przywódcą strajku wybrano Stanisława Płatka, sekretarza komisji rewizyjnej "S" w zakładzie. Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Zawiązał się komitet strajkowy. W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało w sumie ok. 50 zakładów. 15 grudnia do górników z "Wujka" zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały inne protestujące zakłady, m.in. kopalnię "Manifest Lipcowy" w Jastrzębiu Zdroju. Górnicy rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby. Następnego dnia kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Przed godziną 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani środkami chemicznymi i polewani wodą. Gdy do akcji wprowadzony został pluton specjalny ZOMO, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r. Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzeja Pełki, Jana Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. 22 górników zostało postrzelonych. Nie jest znana liczba tych, którzy zostali lżej ranni, m.in. zatruci gazem łzawiącym. Straty drugiej strony to 41 rannych, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu. Po pacyfikacji służby bezpieczeństwa zatrzymały ośmiu górników; oskarżono ich o organizowanie i kierowanie strajkiem. W lutym 1982 roku czterej z nich otrzymali wyroki od 3 do 4 lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni. 20 stycznia 1982 roku sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej umorzono. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej. Według ustaleń specjalnej komisji sejmowej, powołanej w 1990 r. do badania zbrodni okresu PRL - tzw. komisji Rokity - tamto śledztwo prowadzone było z naruszeniem prawa. W 2004 roku sprawą zajął się Instytut Pamięci Narodowej, który uznał, że trzej prokuratorzy wojskowi celowo nie dopełnili obowiązków po to, żeby zacierać ślady. Zasiedli na ławie oskarżonych przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. Ustalenia komisji Rokity stały się także podstawą do wznowienia śledztwa w sprawie samej masakry w "Wujku". Pierwszy proces rozpoczął się przed katowickim sądem w 1993 r. Prawomocny wyrok, skazujący byłych milicjantów za strzelanie do górników na karę od 3,5 do 6 lat więzienia, zapadł dopiero po blisko 15 latach rozpatrywania tej sprawy, w czerwcu 2008 roku. W kwietniu tego roku wyrok ostatecznie utrzymał Sąd Najwyższy. Skazanych zostało 14 b. zomowców z plutonu specjalnego, którzy brali udział w pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy". Sprawa jednego oskarżonego została umorzona, kolejny - b. wiceszef Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach - został uniewinniony, a w sprawie innego oskarżonego sąd nakazał przeprowadzenie nowego procesu. Środowisko związane z kopalnią "Wujek" i rodzinami ofiar tragedii sprzed 28 lat chce doprowadzić do skazania także generała Czesława Kiszczaka, którego szyfrogram z 1981 r. - zdaniem prokuratury - otworzył drogę do użycia broni w kopalni. Jesienią tego roku warszawski sąd zdecydował, że sprawa Kiszczaka, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci górników, wróci do sądu pierwszej instancji. Tym samym będzie rozpatrywana po raz czwarty. Proces 82-letniego Kiszczaka trwa od 1994. Proces byłych prokuratorów wojskowych, oskarżonych o utrudnienie śledztwa w sprawie wydarzeń w "Wujku", toczy się przed warszawskim sądem wojskowym od kwietnia 2006 r. Sprawę jednego z tych prokuratorów sąd wyłączył do oddzielnego postępowania z powodu choroby oskarżonego. W kwietniu 2007 roku katowicki IPN w stan oskarżenia postawił także dziewięciu twórców stanu wojennego. Wśród nich znaleźli się generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak oraz były I sekretarz PZPR Stanisław Kania. Śledztwo w tej sprawie trwało 2,5 roku. Akt oskarżenia prokurator odczytał przed warszawskim sądem we wrześniu 2008 roku. Aby oddać hołd poległym w "Wujku", przed rokiem w budynku dawnego magazynu odzieżowego kopalni otwarto Izbę Pamięci. Jednym z eksponatów jest makieta przedstawiająca pacyfikację zakładu, w skali 1:100. Jak mówi przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników Poległych 16 Grudnia Krzysztof Pluszczyk, muzeum potrzebuje wsparcia finansowego i promocyjnego. Na początku przyszłego roku wojewoda śląski zorganizuje spotkanie, na którym ma zostać opracowany plan rozwiązania problemów finansowania Izby Pamięci. Mijający rok przyniósł długo oczekiwane rozstrzygnięcie kwestii odszkodowań dla rodzin zastrzelonych górników. Pieniądze zostały im wypłacone przez Katowicki Holding Węglowy, do którego należy "Wujek". Uczestnicy strajków w śląskich kopalniach w 1981 r. zwracają jednak uwagę, że pomocy nie otrzymały dotychczas osoby, które zostały wówczas ranne lub poszkodowane w inny sposób. Także one - zdaniem górnika rannego w "Manifeście Lipcowym", Czesława Kłoska - powinny otrzymać świadczenia od państwa, pozwalające im na godne życie. Kłosek, pytany niedawno na rocznicowej konferencji o to, jak zachowaliby się dziś górnicy z "Wujka", gdyby mogli przewidzieć, że milicja użyje broni, podkreślił, że "nie idzie się na kule". - Mówi się, że tylko głupiec idzie na strzały. Można iść, licząc, że się nie zostanie zabitym. My nie chcieliśmy stracić honoru, ale nie chcieliśmy też stracić życia - mówił.