- Drugi dzień świąt - za sprawą kolędowania - był najradośniejszy w Boże Narodzenie. Do dziś kolędowanie to najbardziej żywotny zwyczaj, który wciąż zachowuje archaiczną formę i treść - powiedziała szefowa Muzeum Beskidzkiego w Wiśle, Małgorzata Kiereś. Połaźnicy to zwykle kilkuletnie dzieci. Do gazdów przyjdą z połaźniczką, czyli gałązką ustrojoną w kwiaty, cukierki i bibułki. "Jo je mały połaźnicziek/ Prziszilech tu po trójnicziek/ Trójnicziek mi dejczie, sy mnie szie nie szimiyjczie/ Bojo z wozym niejadem, suchej rziepy nie wiezym, co mi doczie to wezmym/ Leebo grosz, leebo dwa, to je moja kolenda/" - wyrecytują na progu domów. Do góralskich zagród może zawitać nawet kilkunastu połaźników. Żaden nie powinien odejść bez nagrody. W zamian za drobne pieniądze gospodarz otrzyma połaźniczkę. Powinien ją przybić nad drzwiami wejściowymi. Jeśli po świętach gazda będzie miał ich niewiele, będzie to znaczyło, że jest skąpcem; jeśli dużo - że jest szczodry. Wieczorem do góralskich zagród przybędą kolędnicy - pełnoletni młodzieńcy. Oni oprócz pieniędzy dostaną po kieliszku mioduli, czyli wódki na spirytusie gotowanej z miodem i korzeniami. Kolędnicy nie ominą chałupy dziewczyny, którą jeden z nich "ma na oku". W "Szczepanowy Dzień" nadarza się bowiem jedna z nielicznych okazji, kiedy chłopak mógł zostać u dziewczyny do rana.