Po blisko 38 godzinach akcji ratownicy dotarli do ciała ostatniego, 23. górnika poszukiwanego po wybuchu metanu w kopalni "Halemba". W chwili wybuchu temperatura w wyrobisku mogła sięgać 1500 stopni, a siła podmuchu była olbrzymia. Przed kopalnią nieprzerwanie płoną dziesiątki zniczy. To największa katastrofa w polskim górnictwie od 27 lat. W 1979 roku wybuch pyłu węglowego zabił 34 górników w kopalni "Dymitrow" w Bytomiu. Pięć lat wcześniej podobny wybuch spowodował śmierć 34 osób w kopalni "Silesia" w Czechowicach-Dziedzicach. W "Halembie" w 1990 roku metan zabił 19 górników. Raport specjalny: Tragedia w kopalni - To dla nas niezwykle smutny dzień. Zamykamy go liczbą ofiar, która od wielu, wielu lat nie miała miejsca w górnictwie. Dlatego po wielu godzinach akcji ratunkowej nikt nie ma poczucia oddechu, a przeciwnie - ogromny ciężar na sercu - powiedział rzecznik Kompanii Węglowej, Zbigniew Madej. Zwłoki pierwszych sześciu ofiar ratownicy wydobyli na powierzchnię w nocy z wtorku na środę, kilkanaście godzin po wybuchu. Pod ziemią wciąż pozostawało jeszcze 17 górników. Choć nikt w kopalni nie mówił tego głośno, ich szanse na przeżycie oceniano jako minimalne. Akcję ratowniczą trzeba było przerywać ze względu m.in. na stężenia metanu, zagrażające ratownikom. W nocy ze środy na czwartek ratownicy znaleźli najpierw trzy ciała, później kolejnych 12. Zwłoki poparzonych górników znajdowały się na 300-metrowym odcinku przy ścianie wydobywczej. Nie było tam jednak dwóch górników. Znaleziono ich, w odstępie niespełna godziny, w chodniku przylegającym do spenetrowanej wcześniej ściany. Ciała pierwszych odnalezionych w nocy ofiar zostały już przetransportowane na powierzchnię. Pozostałe przenoszone są do podziemnej bazy, zlokalizowanej ok. 1200 m od ściany, gdzie doszło do katastrofy. Tam poddawane są oględzinom lekarskim. Identyfikacja niektórych może być trudna z powodu poparzeń. Po wydostaniu zwłok akcja ratowników zostanie skoncentrowana na zabezpieczeniu rejonu tragedii. Madej ocenił, że akcja była prowadzona w sposób perfekcyjny, mimo trudnych warunków, zwłaszcza wysokiej temperatury i dużej wilgotności. Zapewnił, że ratownikom penetrującym wyrobiska nic nie zagraża. Podkreślił, że podstawowe parametry, gwarantujące ich bezpieczeństwo, były i są na bieżąco sprawdzane. Chodzi głównie o stężenia gazów i skład atmosfery w chodniku. Ratownicy mogli wznowić poszukiwania zaginionych górników przed północą. Wcześniej trzeba było przewietrzyć wyrobisko, aby mogli bezpiecznie pracować. Cały czas zastępy penetrujące wyrobisko były asekurowane przez innych ratowników. W sumie w akcji uczestniczy 11 zmieniających się zastępów. - To była jedna z najtrudniejszych akcji. Spotkaliśmy się tu ze wszystkimi zagrożeniami, które mogą wystąpić - atmosferą niezdatną do oddychania, wysoką temperaturą, wilgotnością, wodą, wreszcie metanem, czy oznakami pożaru (...). Akcji nie dało się prowadzić szybciej. Jest coś takiego, jak ryzyko zawodu ratownika, ale ma ono swoje granice - powiedział pracujący w sztabie akcji inż. Zygmunt Goldstein z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Tragiczne wiadomości zostały natychmiast przekazane rodzinom ofiar, których część od wielu godzin czekała w kopalnianej stołówce. Tym, których nie ma, informację przekazują w domach przedstawiciele dyrekcji kopalni. Na miejscu jest prokurator okręgowy w Gliwicach, Robert Hernand, który poinformował bliskich ofiar o procedurach, związanych z identyfikacją ofiar i gromadzeniem materiału dowodowego w prowadzonym śledztwie. Hernand przypomniał, że prokuratorzy prowadzą postępowanie dotyczące tego, czy w kopalni doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci górników oraz sprowadzenia niebezpiecznego zdarzenia, zagrażającego życiu wielu osób. Prokurator poinformował, że badana jest dokumentacja kopalni i przesłuchiwani są świadkowie. Identyfikacja niektórych poparzonych ciał będzie możliwa po dokonaniu badań DNA. Przed kopalnią "Halemba" płoną dziesiątki zniczy. W Rudzie Śląskiej już wcześniej ogłoszono tygodniową żałobę. Wychodzący z nocnej zmiany górnicy i ci, którzy właśnie przyszli do pracy zwykle od dziennikarzy dowiadywali się tragicznych wieści. Niektórzy przyjmowali te informacje z niedowierzaniem; inni przyznawali, że choć nikt nie mówił tego głośno, spodziewali się, że górnicy nie żyją. - Od początku tak czuliśmy. Ci, co tam byli i widzieli, opowiadali, że tam na dole była masakra. Nasi koledzy zginęli chyba zaraz przy wybuchu. To było już tylko szukanie ciał - skomentował wychodzący z kopalni młody górnik. - Wielka szkoda, jestem załamany. Każdy żyje nadzieją na cud - dodał inny pracownik "Halemby", który długo nie mógł uwierzyć w informacje przekazane mu przez reporterów. Liczył, że powtórzy się sytuacja z początku roku, kiedy w "Halembie" wydobyto żyjącego górnika - Zbigniewa Nowaka - po 111 godzinach akcji ratowniczej.