Główny Inspektor Sanitarny zdecydował w sobotę o wycofaniu produktu o nazwie "Tajfun" i wszystkich podobnych do niego środków oraz o natychmiastowym zamknięciu wszystkich punktów, które je oferują. W ogólnopolską akcję obejmującą ponad tysiąc takich punktów zaangażowano kilkuset inspektorów sanitarnych oraz blisko 3 tys. policjantów. Jak poinformował podczas poniedziałkowej konferencji prasowej Śląski Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Katowicach Grzegorz Hudzik, w tym regionie od soboty skontrolowano 152 sklepy z dopalaczami. W 114 placówkach, które inspektorzy zastali otwarte, właściciele otrzymali decyzje Głównego Inspektora Sanitarnego. - Akcja prowadzona jest w sposób ciągły, (...) będziemy (ją) prowadzić do skutku, to znaczy dopóki wszystkie obiekty, które prowadzą tego typu działalność - wprowadzają do obrotu bądź produkują środki popularnie nazywane dopalaczami - nie otrzymają skutecznie decyzji o unieruchomieniu w trybie natychmiastowym - mówił Hudzik. Śląscy inspektorzy sanepidu relacjonowali, że w poszczególnych czynnych placówkach zabezpieczali od kilkudziesięciu do kilkuset opakowań środków wprowadzanych do obrotu jako "produkty kolekcjonerskie". Łącznie do poniedziałkowego poranka zabezpieczono ok. 12 tys. opakowań różnych dopalaczy. Pozostałe sprawdzone przez sanepid sklepy były w weekend zamknięte. Śląscy policjanci, których ok. 280 towarzyszyło inspektorom sanepidu, odnotowali dwa przypadki naruszenia decyzji o zamknięciu sklepów. Właściciel sklepu w Jaworznie, mimo dostarczenia decyzji o zaprzestaniu działalności, nadal prowadził sprzedaż. Również właściciel sklepu z dopalaczami z powiatu będzińskiego odmówił zamknięcia i zaplombowania punktu. W takich sytuacjach sprawę przejmuje policja. Za naruszenie Ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej obu właścicielom sklepów z dopalaczami mogą grozić nawet 2 lata więzienia. - Generalnie właściciele przyjmowali kontrole spokojnie, nie byli zdziwieni; najwyraźniej wiedzą, że są na celowniku - powiedział rzecznik katowickiej policji podkomisarz Jacek Pytel. Część sklepów było zamkniętych, policjanci i inspektorzy zastawali na drzwiach np. informację o remanencie. - Będziemy odwiedzać te miejsca do skutku, aż uda się doręczyć decyzję Głównego Inspektora Sanitarnego - podkreślił Pytel. Jak wskazywali w poniedziałek inspektorzy sanepidu, właściciele legalnych sklepów mają teraz 14 dni na odwołanie się od decyzji Głównego Inspektora Sanitarnego. Wiadomo, że pewna część sprawdzonych w woj. śląskim sklepów z dopalaczami działała nielegalnie; wobec nich zostaną zastosowane odpowiednie procedury. Sanepid nie ma możliwości kontroli sprzedaży dopalaczy drogą elektroniczną - sklepami internetowymi ma zajmować się policja.