Kanoniczne rozpoznanie szczątków ks. Jerzego Popiełuszki, którego beatyfikacja ma zostać ogłoszona 6 czerwca, odbyło się 6 i 7 kwietnia 2010 r. Pobrano wtedy małe fragmenty kości nadgarstka ks. Jerzego, które, po ogłoszeniu go błogosławionym, trafią jako relikwie do kościołów. Jak tłumaczył prof. Mikołejko, ciało osoby błogosławionej staje się relikwią w momencie ogłoszenia beatyfikacji. Relikwie, jak podkreślił, są czczone nie tylko przez Kościół katolicki, ale też przez Kościoły wschodnie, zwłaszcza prawosławny. Relikwią pierwszego rzędu jest samo ciało świętego lub błogosławionego, a relikwiami drugiego rzędu - wszystkie przedmioty, które miały z nim kontakt, np. ubranie lub przedmioty, których używał za życia. Relikwie nie są w dosłownym sensie obiektem kultu, a raczej symbolem więzi z doczesnym życiem błogosławionego lub świętego oraz z najdawniejszymi tradycjami chrześcijaństwa. We wczesnej historii chrześcijaństwa, kiedy ogłoszenie świętości jakiejś osoby nie leżało w gestii papieża, ale lokalnej społeczności religijnej lub zakonu, proces kanonizacyjny (lub beatyfikacyjny, bo do XVII w. nie rozróżniano tych dwóch etapów) był ściśle związany z rytuałem przeniesienia ciała świętego z podziemnej krypty na ołtarz kościoła. Stąd współczesne określenie, że kanonizacja to "wyniesienie na ołtarze". W pierwotnej formie oznaczało to rzeczywiste, fizyczne wyniesienie na ołtarz świętych kości. To jedno z historycznych źródeł specjalnego traktowania doczesnych szczątków błogosławionych i świętych. Kanoniczne rozpoznanie szczątków jest ważnym elementem procesu beatyfikacyjnego. W trakcie takich oględzin dokonuje się formalnej identyfikacji ciała oraz szuka się wskazówek dotyczących życia i okoliczności śmierci sługi bożego. To ważne, jak mówił prof. Mikołejko, bo w trakcie badania mogą wyjść na jaw fakty potwierdzające lub podważające jego świętość. Obecnie Kościół korzysta przy tym z metod naukowych i z pomocy specjalistów - np. patologów czy archeologów, ale biorą w nich też udział uczestnicy procesu beatyfikacyjnego, m.in. osoba obecnie nazywana "promotor iustitiae" (łac. poruszyciel sprawiedliwości), a dawniej zwana "advocatus diaboli" (łac. adwokat diabła). Jest to wyznaczony przez Kościół urzędnik, którego zadaniem jest wyszukiwanie ewentualnych faktów świadczących na niekorzyść kandydata na świętego. - Istnieje opis przenoszenia ciała św. królowej Jadwigi z grobu w podłodze katedry na Wawelu do sarkofagu z białego marmuru, w którym obecnie spoczywa. To się obyło w 1948 r. Jej ciało było w stosunkowo dobrym stanie, to znaczy zachowało swój kształt. W trakcie oględzin okazało się, że historyczne przekazy na jej temat były prawdziwe, m.in. to, że była piękną kobietą, zgrabną i proporcjonalną, jak na owe czasy bardzo wysoką, czyli miała ok. 180 cm wzrostu. Pośrednio potwierdziły się też relacje, że w testamencie zapisała klejnoty koronne Akademii Krakowskiej, ponieważ w jej trumnie znaleziono szczątki skórzanego jabłka i korony oraz drewnianego berła, jedynie powleczone złotą farbą - opowiadał prof. Mikołejko. Oględziny te potwierdziły, zdaniem Kościoła, że Jadwiga zasłużyła na cześć, jaką jej po śmierci oddawano i później papież Jan Paweł II kanonizował polską królową. Z kolei podstawą do podważenia świętości miały być oględziny ciała księdza Piotra Skargi, autora słynnych "Kazań sejmowych". Chociaż proces kanonizacyjny rozpoczął się, to kaznodziei nigdy nie wyniesiono na ołtarze. - Podczas rozpoznania okazało się, że Skarga mógł zostać pochowany żywcem, w stanie śmierci klinicznej lub letargu. Świadczyły o tym uszkodzenia kości palców. Te obrażenia sam mógł sobie zadać, oprzytomniawszy w grobie. W tym momencie każdy adwokat diabła wysunie argument, że w agonii Skarga mógł bluźnić przeciwko Bogu i nie sposób podważyć tego zarzutu - tłumaczył historyk religii. W przypadku ks. Popiełuszki oględziny mogły mieć na celu m.in. formalne potwierdzenie okoliczności jego śmierci, ponieważ zamordowany duchowny ma być czczony jako męczennik za wiarę. - Rozpoznanie mówi wiele o świętości zmarłego. Zwłaszcza teraz, kiedy Kościół dysponuje naukowymi metodami badania szczątków. Znalezienie na zwłokach np. włosienicy, albo, tak jak w przypadku św. Andrzeja Świerada, noszonego na znak pokuty pasa mosiężnego, który wrósł w ciało, coś mówi o życiu danego człowieka, o jego świętości. Andrzej Świerad nie był męczennikiem, umarł praktykując niezwykle surową, radykalną, straszną ascezę. Nawet w średniowieczu ona zadziwiała - powiedział prof. Mikołejko. Jak dodał, prowadzący oględziny specjaliści, szukając prawdy o świętości, badają m.in., czy sługa boży miał stygmaty, czy chorował, jak się odżywiał, czy w swoim umartwieniu nie przekroczył granic ascezy. Chodzi np. o to, czy jego praktyki nie były formą samobójstwa, które Kościół potępia. Najbardziej istotne jest jednak ostateczne potwierdzenie tożsamości zmarłego, aby upewnić się, że ciało nie zostało podmienione, bo w przeszłości zdarzały się kradzieże relikwii. W trakcie rozpoznania mogą zostać pobrane fragmenty ciała, które następnie mogą trafić do różnych parafii, np. jako tzw. relikwie założycielskie. Relikwie mogą też być pobierane, gdy ciało świętego przenoszone jest z jednego miejsca pochówku do innego lub przy okazji różnych rocznic. Wtedy też mogą odbywać się dodatkowe oględziny szczątków. - W 1988 r. w Warszawie z okazji 50-lecia kanonizacji Andrzeja Boboli miano mu zmienić szatę. W trakcie tego przedsięwzięcia wyjęto Boboli żebro, rozpiłowano na 50 kawałków i rozesłano jako relikwie założycielskie do rozmaitych kościołów. To rozpoznanie także miało na celu zbadanie ran, które zadali mu oprawcy (św. Andrzej Bobola został zamordowany i okaleczony przez Kozaków w trakcie najazdu moskiewskiego w 1657 roku - przyp. red.). Nad trumną zgromadziło się dziesięć osób, w tym specjaliści parami po dwóch (wierzący i sceptyk). Padło m.in. pytanie do lekarzy, jak został Boboli wycięty język, czy konwencjonalnie przez podcięcie gardła, czy przez nacięcie karku. Odpowiadający w milczeniu pisali odpowiedzi na kartkach i podawali je do osoby przeprowadzającej rozpoznanie. Odpowiedź sceptyka i wierzącego była zgodna - przez podcięcie gardła. Padło pytanie do historyków, też pary, czy prawdą jest, że kiedy w 1922 r. sowieccy żołnierze zrabowali zwłoki Boboli, to że rzucali nimi o ziemię, żeby zobaczyć czy się rozpadną. Odpowiedź znów była zgodna: tak, rzucali dwukrotnie - opowiadał prof. Mikołejko. Od procedury rozpoznania papież może odstąpić, jeśli zachodzą szczególne okoliczności. - Udokumentowane są dwa takie przypadki. Nie odbyło się rozpoznanie szczątków św. ojca Maksymiliana Kolbego, który oddał swoje życie za współwięźnia w obozie koncentracyjnym Auschwitz, oraz Edyty Stein, czyli św. Teresy Benedykty od Krzyża, także zamordowanej w tym obozie. Ich ciała zostały spalone, więc niemożliwe było dokonanie rozpoznania - powiedział prof. Mikołejko. Relikwie towarzyszą chrześcijanom od początku istnienia tej religii. - Pierwsi chrześcijanie spotykali się na cmentarzach, ponieważ tam, zgodnie z prawem Cesarstwa Rzymskiego, nie miało wstępu wojsko ani ówczesna policja. Tam też byli chowani pierwsi męczennicy za wiarę. Ich groby stały się miejscem zgromadzeń i modlitw, a później miejscem pochówku innych wiernych, uświęconym kośćmi męczenników - tłumaczył prof. Mikołejko. W tych też miejscach, kiedy chrześcijaństwo stało się religią najpierw legalną, a później panującą w Cesarstwie Rzymskim, powstawały pierwsze bazyliki. Ich fundamentem niejako były właśnie kości świętych męczenników. Cmentarze, jak przypomniał, znajdowały się w Cesarstwie Rzymskim poza granicami miast, ponieważ starożytni Grecy i Rzymianie obawiali się zmarłych i ich duchów. Jednak w późniejszym okresie, kiedy średniowieczne społeczności zaczęły zamykać się w miastach, wierni chcieli tworzyć miejsca kultu także w obrębie murów. Tam jednak brakowało owego świętego fundamentu. Stąd wziął się zwyczaj umieszczania kości świętych męczenników w kryptach nowo powstających kościołów? - Doczesne szczątki ludzi, będących wzorcami dla wiernych oraz symbolami bezgranicznej wiary, były - podobnie jak groby pierwszych męczenników na rzymskich cmentarzach - źródłem świętości dla miejsca kultu. - Były to tzw. relikwie założycielskie. Wydobywano je z miejsc pochówku i przenoszono tam, gdzie miał zostać zbudowany kościół. Działo się to począwszy od VI, VII wieku naszej ery - wyjaśnił historyk religii. Zapotrzebowanie rozwijającej się wspólnoty chrześcijańskiej na nowe kościoły oznaczało również zapotrzebowanie na relikwie. - Ponieważ w niektórych regionach nie było prześladowań chrześcijan, np. w Galii, czyli dzisiejszej Francji, społecznościom na tych obszarach brakowało szczątków męczenników do zakładania kościołów. W związku z tym z miejsca ruszył, potępiany przez co mądrzejszych ludzi w Kościele, obrót świętymi szczątkami. Papieże starali się to ograniczyć, ale dochodziło do różnych sytuacji, w tym handlu, przemytu i rozmaitych fałszerstw - tłumaczył prof. Mikołejko. Jak dodał, duchowy chrześcijański kult relikwii zawsze mieszał się z ludowym myśleniem magicznym. Relikwiom przypisywano moc uzdrawiania, zdolność chronienia miast przed zarazą lub siłę gwarantującą zwycięstwo w bitwie. Regułą była też rywalizacja poszczególnych kościołów, zakonów lub miast w liczbie i niezwykłości posiadanych relikwii. - Jak się czyta "Nowe Ateny", osiemnastowieczną encyklopedię autorstwa księdza Benedykta Chmielowskiego, w której można znaleźć wszelakie fantazje, odzwierciedlające mentalność saską, to można zauważyć, że opis Krakowa składa się głównie z tego, jakie są tam kościoły i jakie się w nich znajdują najdziwniejsze relikwie - mówił. Ten sposób traktowania relikwii często był wyśmiewany przez literaturę. W "Krzyżakach" Henryka Sienkiewicza występuje postać o imieniu Sanderus. Handlował on relikwiami, które miały, według niego, mieć moc odpuszczania grzechów. W jego asortymencie znajdować się miały m.in. szczebel z drabiny, która śniła się świętemu Jakubowi, i krople mleka Marii Panny. Z kolei w powieści Umberto Eco "Baudolino" główny bohater dla zarobku produkuje i sprzedaje siedem głów św. Jana Chrzciciela. Historia zna wiele przykładów sensacji lub skandali związanych z relikwiami. - Królowa węgierska, Elżbieta Bośniaczka, matka królowej Jadwigi, zwiedzając kościół w Zadarze (obecnie Chorwacja - przyp. red.), ukradła relikwię - palec św. Szymona. Ukryła ten palec za dekoltem, jako że wtedy kobiece stroje nie obejmowały kieszeni ani torebek. Później była uczta i w jej trakcie królowa dostała torsji, co mogło być związane z zapachem ciała przeniesionego z suchej i chłodnej krypty w gorące i wilgotne pomieszczenie, w którym odbywała się uczta. Uznała to za karę za swój czyn. Zwróciła relikwię, i ofiarowała kościołowi srebrną trumnę, przeznaczoną na szczątki świętego - opowiadał prof. Mikołejko. Warte zachodu były też relikwie drugiego rzędu, np. fragmenty ubrania lub wydzieliny ciała świętego. Jak opowiadał historyk, w pewnym okresie w celu zdobycia "świętych olejów", płynących z ciała zmarłego świętego, nawiercano np. otwory w trumnie. Kult relikwii był przedmiotem krytyki już w czasach starożytnych, kiedy nad jego rzeczywistym sensem zastanawiał się św. Augustyn, potępiający zwłaszcza handel szczątkami i ich fałszowanie. Całkowicie został on odrzucony przez Reformację wraz z kultem świętych w ogóle. Obecnie Kościoły uznające relikwie zalecają wobec nich szacunek, ale nie są one przedmiotem kultu.