Punktem wyjścia drogi krzyżowej jest wyłożony kolorowymi kamiennymi płytami plac Lithostrotos przed pałacem Hasmonejczyków. Od miejsca kaźni dzieli go około pięćset metrów. Trasa prowadzi najpierw ku zachodowi ciągiem komunikacyjnym powstałym na polecenie Heroda po wzniesieniu górnego pałacu, a następnie przez agorę, górny rynek z labiryntem kramów cisnących się jeden obok drugiego. Delikwenci na poranionych ramionach dźwigają poprzeczne belki krzyży (patibulum). Cały orszak musi nieomal przebijać się przez ciasne uliczki. Jerozolima pęka w szwach. Miasto wypełniają pielgrzymi, goście i handlarze, którzy w ostatnich godzinach przed Paschą dokonują spóźnionych zakupów. Oprawcy zabierają się do krwawego dzieła Pośrodku agory żołnierze skręcają ku północy, przechodząc przez Bramę Ogrodową. Tutaj, na terenie dawnego kamieniołomu, na życzenie Heroda założono swego rodzaju park miejski. Przed jej portalem Jezusa otaczają płaczące niewiasty. Wyczerpany Skazaniec zwraca się do nich: "Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! (...) Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?". Idąc dalej wzdłuż muru miejskiego, Jezus słania się i potyka, mijając stado pobekujących baranków paschalnych pędzonych właśnie ku świątyni, gdzie po południu mają zostać zabite. Biczowanie pozbawiło Go sił i trzykrotnie upadł pod krzyżem. Ponieważ żołdacy obawiają się, że Nazarejczyk nie dotrze żywy do Golgoty, przymuszają niejakiego Szymona z Cyreny, ciemnoskórego Żyda z Libii, aby pomógł Mu nieść belkę krzyża.* Już poza fortyfikacjami miasta dowódca oddziału egzekucyjnego skręca w lewo, wychodząc na skałę liczącą około dwunastu-szesnastu metrów wysokości. Ma ona kształt głowy, co sprawiło, że nazywa się ją Golgota, to znaczy "miejsce czaszki". Zatknięte w szczeliny skalne i zaklinowane kamiennym kręgiem wznoszą się tu trzy pionowe pale. Według Jana jest trzecia godzina dnia, dziewiąta rano, gdy rozpoczyna się egzekucja. Zanim żołnierze przystąpią do pracy, podają Jezusowi napój oszałamiający, wino zaprawione mirrą, ale On odmawia. Odsuwa się kobiety oraz ciekawskich gapiów, którzy zgromadzili się poniżej, w skalnej niecce u podnóża muru. Oprawcy zabierają się do wypełnienia krwawego dzieła. Długie i bolesne umieranie na krzyżu Ofierze zdziera się odzienie z ciała, z zakrzepłych ran znowu płynie krew. Jezus leży teraz na ziemi, a Jego ramiona zostają rozciągnięte na poprzecznej belce. Stojące w oddali niewiasty kulą się na każdy odgłos młota, którym wbija się w oba nadgarstki duże gwoździe. Wreszcie jeden z żołnierzy przerzuca powróz przez rozcięcie pionowego pala, przywiązuje go do belki i z pomocą pozostałych ciągnie przybite ciało ku górze, a następnie przywiązuje belkę. Kolejnym gwoździem unieruchamia się stopy ułożone jedna na drugiej. Krucyfiksy rzymskie, mające najczęściej formę litery T (crux comissa), były wysokości rosłego mężczyzny. Badania całunu turyńskiego skłoniły jednak P. Barbeta do wysnucia przypuszczenia, że w tym wypadku chodzi o krzyż składający się z dwóch części, liczący sobie 2,80 metra wysokości i 125 kilogramów wagi. Z kolei znaleziony na Golgocie kamienny okrąg o średnicy 11 centymetrów dopuszczałby wysokość od 2,20 do 2,50 metra. Podczas gdy w innych regionach skazańców z reguły przybijano nagich, w Judei pozostawiano im przepaskę biodrową. Czy do ukrzyżowania użyto trzech czy czterech gwoździ, jak to przedstawiane jest w ikonografii chrześcijańskiej, pozostanie kwestią sporną. W kości piętowej znalezionej w roku 1968 na wzgórzu Giv’at ha-Mitvar, położonym na północ od Jerozolimy, tkwił jeden gwóźdź przebijający obie stopy. Okrucieństwo ukrzyżowania polegało na powolnym, pełnym cierpienia umieraniu. Po znalezieniu się w pozycji pionowej ciało bezwładnie zwisało całym ciężarem na przybitych rękach, co powodowało brak tchu oraz zakłócenia krążenia krwi. Odruchowe próby wspierania się na nogach wywoływały z kolei ostre bóle w stopach. Skazaniec na przemian nieruchomiał wyczerpany, by za chwilę na nowo próbować podciągnąć się ku górze. Mąż z Nazaretu wisi rozciągnięty na krzyżu. Męczy Go brak tchu, a promienie palącego słońca pomnażają udręki umęczonego biczowaniem i dźwiganiem belki ciała. Znowu odnawiają się zakrzepłe rany, powodując nieznośny ból. "Synu Człowieczy, oto zabieram ci nagle radość tych oczu - zapisał słowo Pana prorok Ezechiel - ale nie lamentuj ani nie płacz, ani nie pozwól, by płynęły ci łzy. Wzdychaj w milczeniu" (Ez 24,15). "Cała agonia składała się z naprzemiennego opuszczania się i podciągania z braku tchu i zaczerpywania oddechu" - wywnioskował Barbet. Pomimo tego po wykonaniu badań jako lekarz jest pewien, że Jezus zmarł nie tylko dlatego, "ponieważ chciał", lecz w przeciwieństwie do pozostałych ukrzyżowanych, którym dla skrócenia cierpienia strzaskano nogi, "kiedy sam chciał". "Eloi, Eloi, lema sabachthani" Podczas gdy żołnierze dzielą pomiędzy siebie przyodziewek ofiar, rzucając o niego losy, ku przodowi zaczynają się przesuwać pierwsi ciekawscy, między nimi także i niektórzy z arcykapłanów. "Jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża" - drwią. "Mesjasz, Król Izraela! - naśmiewają się kolejni. - Innych wybawiał, siebie nie może wybawić". Do urągających dołączył się również jeden z powieszonych złoczyńców: "Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas". Na to wiszący po prawej stronie Jezusa dobry łotr, który w ostatnich godzinach życia opamiętał się, karci go surowo, po czym dodaje, zwracając się do Jezusa: "Wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa". To pierwszy człowiek, którego Chrystus, dzięki ofierze pojednującej świat z Bogiem, zabiera tam, dokąd chce zaprowadzić i innych: "Zaprawdę, powiadam ci: dziś ze Mną będziesz w raju". Światło dnia zaczyna przygasać. Słońce zdaje się tracić swój blask. Gapie z niedowierzaniem kręcą głowami, gdyż Jezus modli się za swoich oprawców, podczas gdy całą siłą woli zmaga się z paraliżującym bólem: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". A gdy nadeszła godzina szósta, (od południa) - jak relacjonuje Marek - mrok ogarnął całą ziemię. Znad pustyni nadciąga burza piaskowa, otulając Jerozolimę ciemnym woalem kurzu. Na widok Matki i towarzyszącego Jej Jana, Jezus oddaje Ją pod opiekę ucznia: "Niewiasto, oto syn Twój", i kierując wzrok na Maryję: "Oto Matka twoja". Powietrze staje się coraz cięższe, nadciągające chmury coraz gęstsze. Dzień przemienił się w noc, w kamiennym ogrodzie za Bramą Ogrodową wznosi się ciemna Golgota w kształcie czaszki, od której wzięła swoje miano. Spojrzenie Jezusa wędruje ku leżącemu naprzeciw murowi miasta. Odszukuje wzrokiem położoną za nim świątynię ze Świętym Świętych. Ostatkiem sił unosi się raz jeszcze. Eloi, Eloi, lema sabachthani - woła. - "Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?". Niektórzy ze stojących obok nie zrozumieli pierwszych słów: "Słyszycie, woła Eliasza!". Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył ją na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc przy tym: "Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć z krzyża". Tymczasem ostatnie słowa Jezusa są modlitwą. "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił", pierwszy werset Psalmu 22, to wielka lamentacja Izraela i w tej godzinie odnosi się ona do losów Jego narodu, nawet jeśli arcykapłani i gapie naśmiewają się z tego. Skargom nadaje wyraz swojej najgłębszej udręce i tęsknocie, ukazując, że kielich Mesjasza może podać tylko ten, kto sam oddaje samego siebie. "Ubodzy będą jedli i nasycą się (...) Niech serca ich żyją na wieki" - brzmią dalsze słowa Psalmu odmawianego przez Jezusa, który nagle kończy się eschatologicznym proroctwem: "Potomstwo moje Jemu będzie służyć, opowie o Panu pokoleniu przyszłemu; Pan to uczynił". I znowu to prorok Izajasz jest tym, który z góry opisał działanie Boga: "Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę" (Iz 54,7). Sześć godzin agonii Krew kielicha pozostałaby tylko winem, gdyby nie przemieniła jej krew krzyża. Niewyobrażalne cierpienie i agonia Jezusa na krzyżu trwają straszliwe sześć godzin. W chwili Jego śmierci zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, jak gdyby rozdarto formularz umowy. Ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. To katharsis, oczyszczająca nawałnica i upadek starego świata, bez którego kapitulacji nie jest możliwa zmiana i nowy początek. Burzą się wszystkie żywioły. Jezus krwawi. Od czasu zabójstwa Abla krew woła ku niebiosom, gdy tylko człowiek, z powodu nienawiści i przemocy, doznaje ran i śmierci. Kiedy ludzie nauczą się, że życie jest święte i należy jedynie do Boga? Na krzyk przelanej krwi Bóg odpowiada krwią swojego Syna. "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Wykonało się!" - stojący wokoło słyszą ostatnie słowa Jezusa. Nastał wieczór, początek Paschy, święta wyzwolenia z niewoli. A nad ciałem Jezusa nadal połyskuje tabliczka z wyrokiem Poncjusza Piłata: "Jezus z Nazaretu, Król Żydowski". Nikt nie zwrócił uwagi na to, że początkowe litery tego napisu, gdy przełożyć grecki werset na język hebrajski znaczą cztery tajemnicze znaki na drzewie krzyża, co dwa tysiące lat później odkrył żydowski teolog i historyk Schalom Ben-Chorin: Jeszu(a) Ha-Nozri W(e)Melech Ha-Jehudim. To święty tetragram Niewymawialnego. To imię Miłości, imię Boga - JHWH - który z Jezusem i w Jezusie, ponad Jego śmiercią zwie się: JESTEM, KTÓRY JESTEM. * Ponad 1900 lat później, prowadząc wykopaliska w Dolinie Cedronu (1942), archeologowie odkryli w antycznym grobie ossuarium opatrzone napisem: "Aleksander, syn Szymona z Cyreny".-----Tekst jest fragmentem książki Petera Seewalda "Jezus Chrystus. Biografia", śródtytuły pochodzą od redakcji Interii