O dochodzeniu wszczętym na wniosek przedsiębiorstwa Acea poinformował w środę rzymski dziennik "Il Messaggero". Dotyczy ono wydarzeń z 11 maja, gdy kardynał Krajewski przybył do dawnego budynku administracji państwowej przy via Santa Croce in Gerusalemme, zajmowanego nielegalnie przez 450 osób, gdzie sześć dni wcześniej odcięto dostawy prądu z powodu zadłużenia w wysokości 300 tys. euro. Bliski współpracownik papieża Franciszka zszedł w głąb szybu i tam zerwał pieczęcie z licznika energii przywracając jej dostawy. Wyjaśnił zarazem, że bierze na siebie całą odpowiedzialność za ten czyn i dodał, że zrobił to w trosce o około 100 dzieci, mieszkających w tym budynku, pozbawionym światła i ciepłej wody. Gazeta zaznacza, że firma energetyczna złożyła doniesienie na posterunku karabinierów "przeciwko nieznanym sprawcom", choć Krajewski zostawił swoją wizytówkę. W zawiadomieniu zwrócono też uwagę na wywołanie zagrożenia dla bezpieczeństwa w czasie ponownego podłączania prądu bez wymaganych kwalifikacji. Sprawa trafiła następnie do prokuratury. Prokuratorzy muszą teraz zdecydować, czy postawić zarzuty kradzieży energii elektrycznej, a także wyrządzenia szkód. Następnym krokiem będzie prawdopodobnie wpisanie nazwiska polskiego dostojnika kościelnego na listę objętych śledztwem - dodaje dziennik. W poniedziałek kardynał złożył wizytę we włoskim MSW. Między innymi o sprawie okupowanego budynku rozmawiał z szefem gabinetu ministra Matteo Salviniego. Wcześniej szef resortu, krytykując purpurata za jego gest, wyraził nadzieję, że zapłaci on zaległe rachunki. Papieski jałmużnik zadeklarował, że gotów jest to zrobić. O czynie kardynała Krajewskiego informują niemal codziennie włoskie media. Jest on także bohaterem skeczów satyryków. Prasa nazwała go "Robin Hoodem papieża". W jego obronie stanął watykański sekretarz stanu kardynał Pietro Parolin. Z Rzymu Sylwia Wysocka