W niedzielę kilka tysięcy mieszkańców Sosnowca świętowało dziesiątą rocznicę wizyty Jana Pawła II w tym mieście. Wieczorną mszę na Placu Papieskim odprawił kard. Henryk Gulbinowicz. Po niej o postaci papieża opowiadała 87-letnia dziś Półtawska. Najpierw żartowała jednak, że nie powie tego, co zebrani chcieli, ponieważ w zaproszeniu poproszono ją o opowieść o spotkaniu z Janem Pawłem II. Tymczasem w latach 50. spotkała w Krakowie nie papieża, a młodego księdza, duszpasterza akademickiego. Opiekował się m.in. przyszłymi lekarzami - nie tylko ze względu na starszego brata, lekarza, lecz również dlatego, że lekarze i księża zajmują się tym samym podmiotem: ludźmi. Wspominała m.in., że jednym z pierwszych jej kontaktów z ks. Wojtyłą była praca nad problemem, który pojawił się, gdy reżim komunistyczny - jak mówiła - "narzucił tragiczną ustawę o zabijaniu dzieci nienarodzonych". Wspólnie zaangażowali się wówczas w ich obronę. - Nie pamiętacie na szczęście, ale w klinice, gdzie pracowałam i był oddział ginekologiczno-położniczy, stały kolejki kobiet czekających na zabicie dziecka. To było wstrząsające - on próbował wszelkich sposobów, by zmienić te sytuację. Zaprosiliśmy na spotkanie lekarzy z tej branży i była dyskusja, czyja to wina, że tak jest, a on powiedział, że nie ma niewinnych - wszyscy jesteśmy winni, bo jedni to czynią, a inni nie reagują - mówiła. Dodała, że w takiej sytuacji życie dziecka jest zagrożone przez prawo, lekarzy, dorosłych. Ks. Wojtyła jednak chciał bronić dzieci sięgając do przyczyn. Przyczyną natomiast było to, mówiła Półtawska, że ludzie nie umieli się kochać - małżonkowie nie umieli kochać się między sobą, nie umieli też kochać swoich dzieci. - On chciał uratować świętość ludzkiej miłości, świętość miłości mężczyzny i kobiety, którzy jeśli zwiążą się prawdziwą - on to nazywał piękną miłością - to dziecko jest bezpieczne, bo ludzie, którzy się kochają, dziecka nie zabiją - wskazała. Nawiązując do wielokrotnych wspólnych wędrówek po górach, opowiadała też, że często towarzyszący mu wówczas młodzi ludzie przychodzili do niego i mówili mu, że się kochają. - On zawsze odpowiadał: nie mówcie tak, mówcie inaczej: my uczestniczymy w bożej miłości. Bo jeżeli nie uczestniczycie w bożej miłości, to nie jest to miłość - wspominała Półtawska. Podkreśliła, że jeszcze jako ksiądz Wojtyła przekazywał koncepcję miłości, która nie jest sumą odczuwań, uczuć, lecz duchowym zjednoczeniem, które nazywał komunią osób. - To jest ten bliski człowiek, z którym jesteś w komunii, bo te same wartości ci się podobają, dla tego samego żyjesz. Ta więź jest wieczna, przetrwa wszystko - tłumaczyła Półtawska. Dodała, że komunia w małżeństwie nie jest, jak wielu uważa, zjednoczeniem ciał. Komunia osób jest duchowa, ciało ma inne zadania - ponieważ zostało dopuszczone do współpracy z Bogiem przy powstaniu nowego życia. Ks. Wojtyła próbował - jak podkreślała - pokazywać młodym jak rozróżniać rolę ciała w miłości ludzkiej, i rolę miłości, która ma być duchową więzią. Chciał nauczyć ludzi pięknej miłości - jak ją nazywał: "oblubieńczej miłości". Wierzył, że ludzie są do niej zdolni i sam tak ludzi kochał - wskazał jego przyjaciółka. Półtawska zaznaczyła też, że późniejszy papież chciał swoim duszpasterzowaniem przekonać człowieka o jego tożsamości duchowej, że jest na obraz Boga i że świat jest w Bogu zanurzony. Jednocześnie szanował każdego człowieka, m.in. poza mówieniem, umiejąc też go słuchać. Przypomniała, że ulubionym zajęciem ks. Wojtyły było czytanie. Jak mówiła, książki nosił po górach w nieprawdopodobnie ciężkim plecaku. Czytał, ponieważ uważał, że słowo jest nośnikiem prawdy, ale słowo ma być prawdziwe. - To przesłanie dla młodych - zauważyła przyjaciółka ks. Wojtyły. - Był wrażliwy na prawdę, był tak przejrzysty, klarowny, że nie miał żadnej intuicji grzechu, np. nie rozumiał że ludzie kłamią, dopiero potem z czasem... Był optymistą, uważał że człowiek stworzony na obraz Boga niesie w sobie dobro i wszyscy są zdolni do świętości. Mówił, że wartość poznana budzi w człowieku powinność. Wierzył, że każdy jak pozna piękno, dobro, to pójdzie za tym, bo taka jest wizja człowieka w myśli bożej - oceniła. Jak podkreśliła, jako m.in. filozof powtarzał też, że wszystkie problemy świata, osobiste ludzi, rodziny, rozwiązuje genealogia divina - Boże pochodzenie człowieka. Chciał, żeby człowiek poznał swoją głębię, bo duszę nazywał człowiekiem wewnętrznym - chciał sprowadzić człowieka do myśli o tym, kim jest jego wnętrze, co w nim jest t wnętrze. Ta dusza ludzka to bogactwo. - Potem, już jako papież, powiedział do ludzi: otwórzcie oczy duszy, oczy duszy widzą co innego niż ciało. On patrzył oczyma duszy, bo szedł i patrzył na drzewa i kwiaty jako na dzieło Boże. Patrzył - widział Boga. Nie tylko widział - pokazywał nam. Zachowywał się tak, że widać było że on idąc i patrząc obcuje z Bogiem - opowiadała Półtawska. Zaznaczyła, że papież rozmawiał z Bogiem często milcząc, uczył też ludzi milczenia mówiąc, że Pan Bóg przemawia w ciszy. - Godzinami wędrowaliśmy po pięknych górach - on obcował z Bogiem, a my czuliśmy to samo. Nieraz mnie pytają, jakie miał metody pedagogiczne, a on nie miał metod pedagogicznych - działał sobą. Jak szedł w ciszy skupiony, jak klęczał, to wiadomo było, że Bóg jest tu. To był człowiek, który sobą pokazywał obecność Boga w świecie - oceniła Półtawska. Wanda Półtawska w młodości była więźniarką obozu w Ravensbruck. Z wykształcenia doktor medycyny, psychiatra, z dużym dorobkiem naukowym i popularyzatorskim. Znana z działalności m.in. w Papieskiej Akademii Teologicznej czy Papieskiej Radzie ds. Rodziny. Listy pisane w 1962 r. przez bp. Wojtyłę do Ojca Pio, gdy zachorowała, a potem nagle odzyskała zdrowie, zostały włączone do procesu beatyfikacyjnego tego zakonnika.