Kardynał Stanisław Dziwisz odniósł się do zarzutów pod swoim adresem w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną. Przypomnijmy, że Janusz Szymik przez pięć lat miał być wykorzystywany seksualnie przez ówczesnego proboszcza parafii w Międzybrodziu Bialskim księdza Jana Wodniaka. Ponieważ mijały lata, a ksiądz Wodniak nadal sprawował posługę, Janusz Szymik alarmował w tej sprawie najpierw biskupa Tadeusza Rakoczego, a później - wskutek braku reakcji - zwrócił się o pomoc do księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. W kwietniu 2012 roku ksiądz Isakowicz-Zaleski, jak twierdzi, osobiście wręczył Dziwiszowi - wówczas metropolicie krakowskiemu - list w tej sprawie. Dziwisz twierdzi, że tego nie pamięta. Teraz, w rozmowie z KAI, dziwi się, że jest obciążany sprawą księdza Wodniaka. - Faktycznie to była straszna rzecz, ale nie rozumiem dlaczego wszyscy, na miłość boską, chcą wmówić, że jest to moja wina, tymczasem w ogóle go nie znałem, ani nigdy nie widziałem, a rzecz działa się na przełomie lat 80. i 90., kiedy nie było mnie w Polsce - podkreślił Stanisław Dziwisz. - Podczas moich rządów w archidiecezji krakowskiej wpłynęły doniesienia na siedmiu księży o wykorzystanie małoletniego i wszystkie te sprawy zostały przeprowadzone zgodnie z obowiązującymi w Kościele procedurami - zaznaczył były metropolita krakowski. Kardynał Dziwisz wskazał, że niektórzy z tych księży "zostali przez Kongregację wydaleni do stanu świeckiego, gdyż na to zasługiwali, a nawet niektórzy z nich podjęli pracę fizyczną".