Schetyna w środę w radiu TOK FM odpowiedział na zarzuty, że PO będąc u władzy nie walczyła skutecznie z pedofilią. "To typowe PiS-owskie oszukiwanie opinii publicznej" - stwierdził. "Chodziło to, że tworzenie jawnego rejestru (pedofilów - PAP) uderzało w ofiary. O tym mówiliśmy na posiedzeniu komisji i na plenarnym posiedzeniu. (...) Gdy dochodzi do tak tragicznej sytuacji, że ojciec gwałci dziecko i dostaje się do jawnego rejestru przestępstw pedofilskich, to jest opisana ta historia, i jest opisane jego dziecko. To prowadzi do totalnej traumy" - mówił. Przypomniał, że PO konsultowało tę sprawę z Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Schetyna przypomniał, że PO popierało wydłużenie okresu przedawnienia dla przestępstw pedofilskich, a także podniesienie sankcji za te przestępstwa, oraz za propagowanie i nakłanianie do pedofilii. "Uruchomiliśmy jeszcze w 2010 r. możliwość prowokacji policyjnej. Było ponad 500 przypadków prowokacji (policyjnych - PAP) w sieci, gdzie można było wyciągać tych, co mają skłonności, czy naznaczać tych, co mają skłonności pedofilskie i buszując w sieci proponują dzieciom te zakazane relacje. My zrobiliśmy sporo. Dyskusyjne było ujawnienie tego rejestru, uważam, że tu mieliśmy rację i nie popełniliśmy błędu" - powiedział Schetyna. "My tego nie zostawimy" Mówiąc o współpracy Kościoła w walce z pedofilią wśród duchownych, Schetyna stwierdził, że Kościół powinien ujawnić swoje archiwa w tym zakresie. "Jeżeli Kościół nie będzie chciał współpracować, to droga Kościoła chilijskiego i irlandzkiego jest znana. To jest pytanie do Kościoła katolickiego (w Polsce - PAP), czy jest w stanie zamknąć ten tragiczny rozdział w swojej historii i współpracować z organami państwa, czy też nie. Jeżeli nie, jestem pełen najgorszych przeczuć co do przyszłości. (...) My tego nie zostawimy, ta sprawa jest tak bolesna i tak bardzo nabrzmiała, że wymaga zaangażowania państwa" - stwierdził. "Ciągle wierzę, że Kościół będzie chciał współpracować. Jeżeli nie to państwo będzie musiało zastąpić aktywność Kościoła" - dodał. Zapytany dlaczego, przez tyle lat przestępstwa pedofilskie księży były tematem tabu odpowiedział: "Te nazwiska biskupów, którzy brali udział w tym procederze, przez przesuwanie księży (którzy dopuścili się czynów pedofilskich z jednej parafii do drugiej, czy z jednej diecezji do innej - PAP), w porozumieniu z innymi biskupami i chowania ich w jakieś inne miejsca, z miejsc gdzie ich działalność była już zanana i inkryminowana, to wielu tych biskupów bardzo mocno zaangażowana we wsparcie w latach 80-tych dla +Solidarności+, ruchu podziemnego, a dzisiaj te nazwiska są wymieniane w kontekście ochrony, czy utajniania aktywności pedofilskiej księży, to są te same nazwiska". "Nie można tego zostawić. Nawet jeżeli ktoś ma wielką historię. Jeżeli ci biskupi wspierali i byli po dobrej stronie w latach 80-tych, czy 70-tych, to to, że ukrywali przestępstwa pedofilskie ich absolutnie pogrąża. Nie ma wybaczenia w tej kwestii i muszą za to odpowiedzieć" - ocenił. "Wtedy nikt nie pomyślał" Schetyna stwierdził też, że wcześniej działacze opozycji, w tym Lech Wałęsa, którzy bywali m.in. u ks. prałata Henryka Jankowskiego, na spotkaniach i widzieli, że zawsze w jego otoczeniu bardzo młodych ludzi, "nie byli w stanie sobie tego wyobrazić". "Z dzisiejszej perspektywy to jest szokujące, ale wtedy nikt nie pomyślał, że to jest możliwe. Nikt nie miał takiej wyobraźni, żeby to powiedzieć. (...) Dziś mamy inną wiedzę i wrażliwość w tej kwestii. Wtedy być może to było dziwne, ale nie miało tego kontekstu" - powiedział Schetyna. W grudniu 2018 r. w "Dużym Formacie", magazynie "Gazety Wyborczej" opublikowany został reportaż "Sekret Świętej Brygidy. Dlaczego Kościół przez lata pozwalał księdzu Jankowskiemu wykorzystywać dzieci?", w którym ks. Jankowski został oskarżony m.in. o seksualną przemoc wobec nieletnich.