PAP: Jak ksiądz prymas ocenia dotychczasowe działania Kościoła w Polsce w kwestii prewencji i reagowania na zaistniałe przypadki molestowania seksualnego małoletnich przez duchownych? Abp Wojciech Polak: - W liście do wiernych "Wrażliwość i odpowiedzialność", który został odczytany w kościołach 26 maja, biskupi sami przyznali, że jako pasterze Kościoła nie uczyniliśmy wszystkiego, aby zapobiec krzywdom wyrządzonym dzieciom i młodzieży. Można powiedzieć, że przeszliśmy część drogi. Zostało stworzone Centrum Ochrony Dziecka, prowadzone są szkolenia, powołaliśmy sieć delegatów, pracujemy nad wdrażaniem programów prewencji. Ale dostrzegamy - ujawnił to chociażby film Tomasza Sekielskiego - że jakość pracy np. wskazanych w filmie delegatów musi ulec zmianie. W filmie Sekielskiego widzimy na przykład sam moment przyjęcia zgłoszenia, który wymaga korekty i naprawy. Chodzi mi tu o wymaganie złożenia przysięgi. W dokumencie papieża Franciszka jest wprost napisane, że nie można na tym etapie zobowiązywać nikogo do milczenia. Myślę, że ten fragment filmu warto pokazywać na szkoleniach, jak nie należy postępować. Czy zgadza się ksiądz prymas z opiniami, że w Kościele obowiązywała kultura milczenia w sprawach pedofilii? - Myślę, że kultura milczenia wynikała z przekonania - nie tylko wśród duchownych, ale i wiernych świeckich - że takie sprawy należy załatwiać po cichu. Chociaż należy chronić prywatność pokrzywdzonych i unikać ferowania przedwczesnych wyroków przed zakończeniem postępowania, jednak nadmierna troska o dyskrecję mogła nie sprzyjać zdecydowanemu wyjaśnianiu tych spraw. Stąd nasz list do wiernych, po którym otrzymałem wiele głosów z podziękowaniami, także od ludzi skrzywdzonych przez osoby świeckie, za to, że Kościół zaczął o tym wreszcie publicznie i otwarcie mówić. Czy widzi ksiądz prymas zmianę tej mentalności? - Zmiana mentalności to zawsze długi proces. Siedzą w nas potężne mechanizmy obronne, które trudno szybko przepracować, a które bardzo mocno poniżają osoby skrzywdzone. Żeby iść w kierunku właściwego okazania im pomocy i solidarności musimy przejść długą drogę. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy w niej nie ustawali, nie działali od filmu Sekielskiego do następnego filmu, na zasadzie gaszenia pożaru. Teraz czas na długofalowe, systemowe, konkretne działania. Rada Stała KEP zapowiedziała pod koniec maja podjęcie pracy nad systemową odpowiedzią na problem wykorzystania dzieci i młodzieży przez niektórych duchownych. Częścią tej odpowiedzi ma być powstanie funduszu solidarnościowego. Na co pójdą pieniądze z tego funduszu? - Ten fundusz czy raczej powołanie fundacji jest jednym z modułów tego systemowego projektu, nad którym pracujemy teraz wraz z o. Adamem Żakiem i kierowanym przez niego Centrum Ochrony Dziecka, obok działań prawnych, doskonalenia systemu prewencji i tym podobnych. Chodzi nie tyle o przekazanie do ręki jakiejś sumy pieniędzy, ile o zapewnienie kompleksowej pomocy osobom skrzywdzonym, świadczonej na wielu płaszczyznach: psychologicznej, prawnej i duchowej. Zatem rozmawiamy teraz o powołaniu fundacji, która wspierałaby działalność podmiotów, które już taką pomoc oferują, a także stała się źródłem nowych inicjatyw na rzecz osób pokrzywdzonych. Ciężko mi na tym etapie prac koncepcyjnych mówić o szczegółach. Źródeł finansowania fundacji będziemy szukać w naszych diecezjach i zgromadzeniach zakonnych, choć powinna być też stworzona możliwość dobrowolnego wsparcia od ludzi dobrej woli każdego stanu: biskupów, kapłanów i osób świeckich. Jakie jest stanowisko księdza prymasa wobec postulatu utworzenia państwowej komisji ds. badania przypadków pedofilii? - Mam obawy, czy taka komisja nie zostałaby upolityczniona. Zresztą myślę, że papież Franciszek dał nam w swoim najnowszym motu proprio narzędzia do sprawdzania, czy procesy kanoniczne są dobrze prowadzone. W tym pokładam nadzieję na wyjaśnienie wszystkich wątpliwości. Choć oczywiście, jeśli taka komisja powstanie będziemy się zastanawiać, jak z nią współpracować. Czy możliwe jest, żeby taka komisja uzyskała uprawnienia do wglądu w kościelne archiwa? Takie uprawnienia komisji przewidywał projekt ustawy autorstwa Fundacji "Nie lękajcie się" i Stowarzyszenia Lepszy Gdańsk. - Komisja musiałaby postępować zgodnie z prawem polskim, ale jeśli miałaby zająć się sprawami Kościoła, powinna też znać i szanować normy prawa kanonicznego. Przypominam, że zgodnie z konstytucją i konkordatem w relacjach państwo-Kościół obowiązuje podwójna zasada: autonomii i współpracy. Na dzień dzisiejszy akta związane z procesami kanonicznymi zarezerwowanymi Stolicy Apostolskiej podlegają sekretowi papieskiemu, więc komisja musiałaby zwrócić się do Watykanu o zgodę i ją uzyskać. Bez takiego upoważnienia żaden polski biskup nie mógłby wydać komisji dokumentów procesowych w tych sprawach. Na najbliższe Zebranie Plenarne Episkopatu zaproszony został drugi sekretarz w Kongregacji Nauki Wiary abp Charles Scicluna, który od lat zajmuje się sprawą pedofilii w Kościele. Wiem, że ta wizyta została zaplanowana już w ubiegłym roku. Czy jednak ostatnie wydarzenia nie zmienią agendy tego spotkania? - Myślę, że abp Scicluna uwzględni to wszystko, co się w tym czasie w Kościele w Polsce wydarzyło. Chociażby dlatego, że wysłaliśmy mu wszystkie dokumenty, w tym także ten ostatni list do wiernych, który był czytany w naszych kościołach 26 maja, jak również link do filmu pana Sekielskiego. Myślę więc, że w tym, co abp Scicluna będzie do nas mówił, ten bieżący kontekst będzie też obecny. W mediach pojawiły się spekulacje, że abp Scicluna przyjedzie, aby rozliczyć biskupów z zaniedbań w reagowaniu na zgłaszane przypadki wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych. - Arcybiskup Scicluna przyjął nasze zaproszenie, żeby kompetentnie przekazać polskim biskupom swoją wiedzę i doświadczenie w zwalczaniu wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży w Kościele. Na spotkaniu plenarnym KEP ma zaplanowane kilka godzin wykładów i dyskusji, które pomogą biskupom w odpowiednim podejściu do tych spraw. Nie mamy z jego strony sygnałów, że przyjeżdża w celu rozliczenia. W czwartek arcybiskupa Sciclunę na audiencji w Watykanie przyjął papież Franciszek. Nie wiem, czy rozmawiali też o tym, że abp Scicluna jedzie do Polski, o sytuacji, która jest w Polsce, o tym, w jakim celu do nas przyjeżdża. Ani papież Franciszek ani arcybiskup Scicluna do tej pory nie informowali nas o innym celu wizyty niż formacja biskupów oraz delegatów ds. ochrony dzieci i młodzieży. Czyli nie jest to wizyta podobna do tej, jaką abp Scicluna odbył w Chile, po której sporządził dla papieża dokument na temat nadużyć? - Do Chile abp Scicluna przyjechał jako członek konkretnej komisji badającej nadużycia seksualne duchownych w Chile. Ojciec Święty nie podjął takich kroków wobec Kościoła w Polsce. To zupełnie inna sytuacja. Warto też przypomnieć, że abp Scicluna będzie w Polsce zaledwie jeden dzień, który ma wypełniony spotkaniami z biskupami oraz ich delegatami. 1 czerwca wszedł w życie dokument motu proprio "Vos estis lux mundi" wytyczający drogę do pociągania do odpowiedzialności biskupów. Czy od tego czasu wpłynęło jakieś zgłoszenie dotyczące biskupa, który miał dopuścić się zaniedbania lub tuszowania zgłoszonego przypadku molestowania? - Nie otrzymałem żadnego zgłoszenia w stosunku do mojej metropolii, natomiast do mnie jako do delegata przychodziły takie zgłoszenia, które odsyłałem do konkretnych metropolitów. Takich zgłoszeń było kilka, większość wpłynęła jeszcze przed 1 czerwca. Powiadomiłem listownie zarówno arcybiskupa metropolitę, który powinien zająć się tą sprawą, jak i osobę zgłaszającą, że powinna z tym zgłosić się do metropolity, a nie do delegata. Osoba zgłaszająca mi swoje wątpliwości, które - o ile okażą się zasadne - zostaną zbadane przez metropolitę, musi również wiedzieć, że przekazałem takie zgłoszenie konkretnemu metropolicie. A jak wygląda dalsza procedura? - Jeżeli metropolita nabędzie przekonania, że sprawa nie jest bezpodstawna, powinien zgłosić ją do Kongregacji Nauki Wiary i stamtąd otrzyma instrukcje, jak prowadzić dalszy proces dochodzenia kanonicznego. Gdyby w wyniku tego procesu okazało się, że któryś z polskich biskupów dopuścił się zaniedbania, to czy może zostać zdymisjonowany? - Tej decyzji nie będzie podejmował arcybiskup metropolita, to jest decyzja Ojca Świętego. Jeżeli papież uzna, że zaniedbanie było poważne, to myślę, że może tak postanowić. Na świecie zdarzały się już takie przypadki. Papież zdymisjonował kardynałów George Pella z Australii oraz Francisco Javiera Errazuriza z Chile. - Tak. Tyle tylko, że decyzje Stolicy Apostolskiej w sprawie kard. Pella były konsekwencją postępowania karnego przed powszechnym sądem w Australii. Zresztą nie są jeszcze ostateczne, bo Pell odwołał się od państwowego wyroku. Natomiast w Chile te sprawy badała specjalna komisja, którą Ojciec Święty powołał pod kierownictwem abp. Scicluny. Teraz, od 1 czerwca, Ojciec Święty dał podobne uprawnienia metropolitom w każdej metropolii na świecie. Oni mają przeprowadzać tę procedurę, ale ostateczna decyzja nadal należy do papieża. Co w sytuacji, kiedy zgłoszenie dotyczy samego metropolity? Ma prowadzić dochodzenie przeciwko samemu sobie? - Nikt nie może być sędzią w swojej własnej sprawie. Motu proprio przewiduje taką sytuację i mówi, że kiedy w stan oskarżenia zostaje postawiony sam metropolita, osobą która ma prowadzić taki proces jest najstarszy nominacją biskup danej metropolii. Na przykład w stosunku do mnie, jako metropolity gnieźnieńskiego, takie zarzuty rozpatrywałby ksiądz biskup włocławski. Czy będzie nowelizacja wytycznych? - Myślę, że tak. Dotyczy to - w odniesieniu do papieskiego dokumentu - tego, co zostało wskazane w jego pierwszej części. Chodzi chociażby o udoskonalenie systemu zawiadamiania o przestępstwie. Należałoby też wprost napisać i pochylić się na sprawą zobowiązywania świadka do zachowania sekretu: nie wolno tego robić na etapie zgłaszania, a jeśli pewna dyskrecja byłaby potrzebna ze względów procesowych na etapie dalszej procedury, to nie jest wskazane zobowiązywanie do niej religijną przysięgą. Być może trzeba też uściślić wytyczne w niektórych punktach dotyczących innych aspektów, nie tylko prawnych. Warto również przeglądnąć je pod kątem języka, który może domagać się aktualizacji i dostosowania do bieżącej sytuacji.