- Od 25 lat hierarchowie kościelni i politycy wiedzieli, że ksiądz Andrzej Dymer gwałcił nieletnich. Nikt nie zrobił nic, aby poniósł za to karę - powiedziała posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus. Dodała także, że biskupi szczecińscy są współwinni i odpowiedzialni za to, co się stało. - Przez 25 lat na tacy podawali dzieci księdzu-drapieżcy - mówiła posłanka. Sprawa ks. Andrzeja Dymera i chłopców, których miał wykorzystać seksualnie, od 25 lat pozostaje bez finalnego rozstrzygnięcia. Pisał o niej kwartalnik "Więź". Redaktor naczelny czasopisma Zbigniew Nosowski w cyklu reportaży "Przeczekamy i prosimy o przeczekanie" zwracał uwagę, że przez ponad ćwierć wieku ofiary nie doczekały się sprawiedliwości, chociaż problem zgłaszały kolejnym biskupom. W archidiecezji szczecińskiej o wykorzystywaniu nieletnich wiedziano już w 1995 roku. Kościelny trybunał uznał winę ks. Dymera jednak dopiero 13 lat później. Ten złożył apelację. Ostatecznego wyroku instytucji Kościoła do dziś nie ma. Rozstrzygnięcie nie zapadło także przed sądami świeckimi, a duchowny przez lata kontynuował karierę. Dopiero kilka dni temu odwołano go z funkcji dyrektora szczecińskiego Instytutu Medycznego. W poniedziałek historię ks. Dymera przedstawił również TVN24 w programie "Czarno na białym". W reportażu pojawia się wątek delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, abp. Wojciecha Polaka. Z filmu "Najdłuższy proces Kościoła" wynika, że prymas spotkał się z pokrzywdzonymi przez księdza Dymera i towarzyszącym im dominikaninem, o. Marcinem Mogielskim. Nie zdecydował się jednak, by osobiście zgłosić sprawę do Watykanu. W związku z emisją reportażu abp Polak zabrał głos. "Uważam, że niesłychana przewlekłość kościelnych procedur w sprawie ks. Andrzeja Dymera oraz brak odpowiedniego traktowania osób skrzywdzonych na wielu etapach tego postępowania nie mają żadnego usprawiedliwienia" - czytamy w oświadczeniu metropolity gnieźnieńskiego, przekazanym przez biuro Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży.