Papież od samego początku podkreślał charakter religijny swojej podróży apostolskiej, ale oderwanie jej od aspektu politycznego było niemożliwe, zresztą obie strony konfliktu palestyńsko-izraelskiego wiązały z tą wizytą nadzieje oraz szanse na pokazanie światu swojego punktu widzenia - prześladowanych Palestyńczyków i broniących się przed terrorystami Izraelczyków. Nie mogą więc dziwić różne reakcje poszczególnych środowisk i grup społecznych, a także krytycyzm i niedosyt podkreślany przez niektórych przedstawicieli izraelskiego rządu, oczekujących jednoznacznego papieskiego gestu wobec Żydów. Izraelska gazeta "Haaretz" zwracała uwagę na "pospieszne" potraktowanie miejsc ważnych dla Izraela oraz przypominała "rozczarowującą" pielgrzymkę Pawła VI w 1964 r. Z kolei prasa palestyńska entuzjastycznie relacjonowała wizytę papieża przy murze dzielącym Autonomię Palestyńską od Izraela, a także spotkanie z dziećmi z obozu uchodźców, interpretując te wydarzenia jako gest solidarności i opowiedzenie się Franciszka w ich obronie. Pokój darem Boga Szerokim echem nie tylko w mediach odbiło się zaproszenie na spotkanie modlitewne wystosowane przez papieża do prezydentów Izraela, Szymona Peresa i Palestyny, Mahmuda Abbasa. Biuro Prasowe Watykanu potwierdziło, że obaj przywódcy przybędą do Watykanu 8 czerwca. Christopher J. Hale w wydaniu internetowym "The Time" zauważył, że miejscowi komentatorzy chcą umniejszyć znaczenie tego spotkania, a David Horovitz z "Times of Israel" stwierdził nawet, że "byłoby naiwnością sądzić, iż sam widok stojących obok siebie Peresa i Abbasa oraz papieża zmieni coś w świecie". Sam Hale uważa jednak, że religia i przywódcy religijni mogą i powinni odgrywać znaczącą rolę w pokojowym rozstrzygnięciu konfliktów politycznych czy etnicznych. Wśród osób, które przywołuje w tym kontekście, znalazł się m.in. Martin Luther King i św. Jan Paweł II. Dziennikarz zwraca też uwagę na fakt, że Stany Zjednoczone wielokrotnie czyniły zabiegi mające na celu zażegnanie trwającego od lat konfliktu, jednak bezskutecznie. Dopiero papieskie zaproszenie, ta wyjątkowa inicjatywa Ojca Świętego, znalazło rezonans jednocześnie wśród obu przywódców. Franciszek "proponuje stanięcie przed Bogiem, aby prosić Go o pomoc w zrobieniu czegoś, czego dotychczas nie zdołaliśmy osiągnąć, a zatem że należy udać się także z prośbą o pomoc do kogoś innego" - zauważył ks. Federico Lombardi, rzecznik watykański. Stwierdził, że papież pokłada nadzieje na uzyskanie pokoju w Bogu, ponieważ "pokój nie pochodzi od ludzi, ale jest darem Boga". "Im pokój wydaje się bardziej niemożliwy, tym bardziej powinniśmy modlić się, aby Bóg umożliwił to swoją pomocą" - podkreślił jezuita. Nadzieje i szanse Papieska pielgrzymka była lekcją modlitwy dla całego Kościoła i świata oraz gorącym apelem o pokój i sprawiedliwość. - Franciszek na pewno przyczynił się do zmiany wyobrażeń o nas samych, a także pokazał, jak wiele jest jeszcze niewykorzystanych możliwości, których nie dostrzegamy i zamykamy się w swoich małych, skłóconych stronnictwach. Dzięki Franciszkowi zobaczyliśmy, jak otworzyć się na innych, zaakceptować i słuchać brata innego wyznania i religii. Pozwala nam to także zobaczyć inne drogi, o których nie mieliśmy pojęcia - stwierdził ks. David Neuhaus, wikariusz generalny dla katolików języka hebrajskiego w Ziemi Świętej. Światowe media podkreślały też żywy kontakt papieża z Argentyny z rabinem i muzułmaninem. Zapewne źródła tej postawy należy szukać w postawie Franciszka, który jeszcze jako arcybiskup stolicy Argentyny wraz z nimi uczestniczył w projektach dotyczących dialogu międzyreligijnego. Zdjęcie wymieniających uściski Ojca Świętego oraz rabina Abrahama Skorki - rektora Seminarium Rabinicznego dla Ameryki Łacińskiej i Omara Ahmeda Abbuda - sekretarza generalnego Instytutu Dialogu Międzyreligijnego obiegło niemal cały świat. - Najlepszą syntezą tej podróży jest zdjęcie papieża z jego przyjaciółmi, rabinem i muzułmaninem, przed Ścianą Płaczu. To zdjęcie wskazuje na znaczenie dialogu międzyreligijnego, bo wszystko można osiągnąć, kiedy ludzie się znają, spotykają, rozmawiają, słuchają się nawzajem, uznają, że w drugim jest coś pozytywnego. Chodzi tu o te elementy świętości i prawdy, które są obecne we wszystkich religiach, nawet jeśli wiemy, że to Jezus jest prawdą - powiedział kard. Jean-Louis Tauran. Purpurat stojący na czele Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego podkreślił też, że rozmowy, które Franciszek prowadził w Ziemi Świętej, wypływały z potrzeby serca, "jeśli we współczesnym społeczeństwie mamy jakąś moc, to jest to właśnie moc serca. I w ten sposób w prostych słowach, które nie mają nic wspólnego z prawem międzynarodowym czy zwyczajami dyplomatycznymi, papież otworzył nowy rozdział". Wydaje się, że ryzyko tej niezwykle trudnej i intensywnej podróży, jakie podjął Franciszek, było tego warte. Odżyła nadzieja na zakończenie jednego z bardziej palących światowych konfliktów i szansa na zbliżenie Kościołów zachodniego i wschodniego. - Postanowiliśmy zostawić w spadku nam samym i naszym następcom spotkanie w Nicei w 2015 r., aby wspólnie świętować po 17 wiekach pierwszy sobór prawdziwie ekumeniczny, na którym ogłoszono Credo - powiedział po spotkaniu z papieżem Franciszkiem w Jerozolimie patriarcha Konstantynopola Bartłomiej. Zaznaczył, że dialog katolicko-prawosławny jest długą podróżą, w którą "wszyscy powinni się zaangażować bez hipokryzji". - Przemierzyłem z moim bratem Franciszkiem Ziemię Świętą nie z lękiem, jak Kleofas i Łukasz w drodze do Emaus (por. Łk 24, 13-35), ale z żywą nadzieją, której uczymy się od naszego Pana - dodał duchowy przywódca prawosławia. Zapowiedział, że dialog katolików i prawosławnych na nowo rozpocznie się w Jerozolimie. Tutaj bowiem, a nie jak planowano w Nowym Sadzie w Serbii, już jesienią odbędzie się sesja plenarna Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem rzymskokatolickim a Kościołem prawosławnym. Papież przyjechał do Ziemi Świętej z konkretnym planem dla jej mieszkańców. Dyplomacja ustąpiła miejsca nadziei pokładanej w Bogu.Małgorzata Szewczyk