Sędziwy kardynał Tucci, niegdyś jeden z najbliższych współpracowników polskiego papieża, po raz pierwszy opowiedział, jak doszło do tego wydarzenia, które wywołało falę protestów. Janowi Pawłowi II zarzucano, że pozdrawiając tłumy razem z dyktatorem Chile udzielił mu swego poparcia. Odpowiedzialnością za to co się stało, obarczano zawsze ówczesnego nuncjusza w Chile, a później watykańskiego sekretarza stanu kardynała Angelo Sodano. Twierdzono, że to on "wypchnął" ich razem na balkon. Kardynał Tucci powiedział: "Jak zapomnieć wyraz twarzy Wojtyły, gdy zorientował się, jaki numer wyciął mu Pinochet w czasie podróży do Chile w 1987 roku?". W dalszej części tej bezprecedensowej relacji kardynał przypomniał: "Pinochet sprawił, że razem pokazali się na balkonie Pałacu Prezydenckiego. Wyprowadził nas wszystkich w pole". "My ze świty papieskiej zostaliśmy zaproszeni do saloniku w oczekiwaniu na zakończenie prywatnej rozmowy. Zgodnie z umową - uzgodnioną na precyzyjne życzenie papieża - Jan Paweł II i prezydent mieli nie pokazywać się, by pozdrowić tłum. Wojtyła był bardzo krytycznie nastawiony do chilijskiego dyktatora i nie chciał się pokazywać u jego boku" - przyznał kardynał Tucci. I opowiedział: "Ja nie spuszczałem oka z jedynych drzwi, jakie prowadziły z saloniku, gdzie byliśmy my ze świty, do pokoju, w którym byli papież i Pinochet. Ale dzięki przygotowanemu manewrowi sprawiono, że wyszli innymi drzwiami. Przeszli przed dużą kotarą, zasłoniętą - jak opowiadał nam potem wzburzony papież - i Pinochet zatrzymał Jana Pawła II, tak jakby chciał mu coś pokazać". "Kotara została rozsunięta i papież znalazł się przed otwartym balkonem, wychodzącym na plac pełen ludzi. Nie mógł się cofnąć, ale pamiętam, że kiedy żegnał się z Pinochetem, zmroził go wzrokiem" - dodał kardynał Tucci.