Podczas rozmowy z dziennikarzami w samolocie lecącym z Peru papież odniósł się do swych słów sprzed kilku dni na temat chilijskiego hierarchy, którego dymisji domagają się wierni oraz ofiary pedofilii. Twierdzą, że bp Barros Madrid był wspólnikiem księdza pedofila Fernando Karadimy, pomagając mu w ukrywaniu jego czynów. W trakcie wizyty w Chile Franciszek oświadczył, że nie widział "żadnych dowodów" przeciwko biskupowi, ale tylko "kalumnie". Za tę wypowiedź skrytykował papieża przewodniczący Papieskiej Komisji ds. Ochrony Nieletnich kardynał Sean Patrick O'Malley, oceniając, że była ona "źródłem wielkiego bólu dla ofiar" pedofilii. Oburzenie wyraziły ofiary pedofilii. Na pokładzie samolotu Franciszek wyznał dziennikarzom: "Zdradziło mnie słowo "dowód". Pomyliło mi się; nie chciałem mówić o dowodach, ale o oczywistości winy". "Jest wiele osób wykorzystanych, które nie mogą mieć dowodów, nie mają ich. Może też je mają, ale czują wstyd i cierpią w milczeniu" - oświadczył papież. Następnie dodał: "Muszę przeprosić, bo słowo "dowód" zraniło, zraniło wielu wykorzystanych" i było "policzkiem". "Zdaję sobie sprawę z tego, że moje sformułowanie było niefortunne" - przyznał. Papież zapewnił, że od swego poprzednika Benedykta XVI przejął linię zerowej tolerancji wobec sprawców pedofilii. Ogłosił zarazem, że biskup Osorno pozostanie na stanowisku, jeśli nie będzie dowodów jego winy.