Kiedyś usłyszałem żart od jednego z księży "Gdy ty mówisz do Boga, to jeszcze wszystko dobrze, gdy słyszysz, jak Bóg przemawia do Ciebie, to zastanów się nad wizytą u specjalisty". Osobista relacja z Bogiem wydaje się być oczywistym elementem doświadczenia każdego chrześcijanina. W duchowości kładzie się nacisk na relację personalną. Chrześcijanie od zawsze zwracali się bezpośrednio do Boga Ojca - w ślad za Chrystusem, który zwracał się ku Niemu "Abba", co się tłumaczy jako ojcze, lub jak niektórzy wręcz uważają: tato/tatusiu. Nie ma zatem nic dziwnego, że wierzący w modlitwie wchodzą wręcz w bardzo zażyłe relacje z Bogiem i świętymi, które niekiedy przekładają się na bardzo kwiecisty i emocjonalny język. Sytuacja się komplikuje, gdy wierzący jest przekonany, że uzyskuje jakąś odpowiedź. Niekiedy to może być wewnętrzny głos, niewiele rozróżnialny od własnego sumienia. Kiedy indziej może on stawać się bardziej wyraźny, a towarzyszyć mogą mu inne doświadczenia zmysłowe - od wizji, zapach, po dotyk. Tego typu doświadczenia są nieodłączne od fenomenu ludzkiej duchowości i są obecne w gruncie rzeczy we wszystkich religiach. Były one również czymś obecnym tak w starożytnym judaizmie, jak we wczesnym i obecnym chrześcijaństwie. Bóg w Starym Testamencie objawiał się prorokom tak na jawie jak i we śnie. Podobnie w Nowym Testamencie - w Ewangelii Mateusza aniołowie objawiają się głównie w snach - w Ewangelii Łukasza na jawie. Zmartwychwstałego Chrystusa widzi Szaweł w drodze do Damaszku. Takim widzeniem jest Apokalipsa św. Jana - z greckiego apokalypsis, a w łacinie revelatio - które to się przyjęło w anglojęzycznych przekładach Pisma jako Book of Revelation. Tutaj się jednak kończy to, co w Kościele określa się revelatio - czyli Objawienie publiczne. Wszelkie wizje mistyczne, nawet te we wczesnym chrześcijaństwie przez ortodoksów są postrzegane w sposób podejrzany. Mogą być co najwyżej rodzajem natchnionego widzenia, proroctwa - łac. profetio. Czyli objawieniem prywatnym. Pod warunkiem oczywiście, że są zgodne z kościelną ortodoksją. Ta z kolei też może bardzo zależeć od czasów i miejsca. Jakkolwiek funkcja proroków faktycznie istniała jeszcze we wczesnym chrześcijaństwie, tak później zanikła na rzecz bardziej zorganizowanej struktury hierarchicznej. Jedną z reakcji na ten proces był ruch mesjanistyczny założony przez Montana, wraz z innymi prorokami, których to wyznawcą stał się Tertulian - jeden z najbardziej płodnych pisarzy wczesnego chrześcijaństwa piszący po łacinie. Ruch ten został potępiony jako heretycki przez większość wspólnot kościelnych i ówczesnych biskupów. I chociaż samo zjawisko proroków jako osobnej funkcji w Kościele zanikło, nie znaczy to, że prywatne wizje straciły swą wartość dla duchowości wiernych. Nie każde objawienie pochodzi od Boga Wizje prywatne by były dzisiaj zatwierdzone przez Kościół, muszą spełniać szereg warunków. Najważniejszym i bezdyskusyjnym jest niesprzeczność z Objawieniem i Tradycją Kościoła. Prywatne wizje nie tyle nie powinny podważać tego co jest głoszone, ale nie powinny również niczego dodawać. Nie mogą bowiem zmieniać czegoś, co już zostało ustalone i jest elementem publicznego nauczania Kościoła. Mogą natomiast w nowy sposób ukazywać jakąś prawdę wiary, być wyrazem jakiejś konkretnej pobożności, czy wyrażać ją przy użyciu symboli, obrazów i języka odpowiedniego dla czasów i miejsca. W ten sposób w Kościele katolickim rozpowszechnił się właśnie kult Najświętszego Serca Pana Jezusa, który, choć był już obecny wcześniej, jak choćby w mistyce średniowiecznej, tak dopiero dzięki św. Małgorzacie Marii Alcoque (1647-1690) stał się popularny, wpierw głównie we Francji, a potem w całym świecie katolickim. Ukazał się jej bowiem Jezus, który ukazując jej Swe ogniste serce, wziął i umieścił w nim serce świętej. Oczyszczone przez ogień serce oddał jej z powrotem. W kolejnych wizjach została ona pouczona o nabożeństwie do Najświętszego Serca. Podobnie miała się historia ze św. Faustyną Kowalską, której to wizje bardzo mocno ukształtowały pobożność dzisiejszych katolików. Kult Miłosierdzia Bożego, który bardzo mocno był wspierany przez papieża Jana Pawła II, jest dzisiaj popularny w zasadzie w całym Kościele rzymsko-katolickim, a “Dzienniczek" jest najczęściej tłumaczoną polską książką na wszystkie języki świata. Takie stwierdzenie może wydawać się być podejrzane, ale przekonałem się o tym osobiście gdy będąc w Chinach widziałem popularność koronki do Bożego Miłosierdzia, jak i gdy od znajomych hindusów i muzułmanów interesujących się mistyką słyszałem, że czytali książeczkę tej polskiej mistyczki. Przeze swą popularność praca ta wkroczyła już do klasyki światowej mistyki - bez względu na to, czy będziemy względem niej sceptyczni czy nie. Nie musimy wierzyć w objawienia zatwierdzone przez Kościół Można powiedzieć, że zaletą objawień prywatnych, takich jak te wspomniane, jest to, że nie są one obowiązkowym przedmiotem wiary każdego wierzącego. Uznanie ich przez Kościół nie stanowi również o tym, że są one bezsprzecznie prawdziwe. Status niepodważalnego i jedynego Objawienia ma bowiem jedynie objawienie publiczne - nie prywatne. Czy przez to, że Kościół uznaje objawienie św. Faustyny czy Alcoque wiemy na pewno, że to był Jezus? Nie. Ale w ich wizjach nie było elementów, które wskazywałyby na to, że jednak tak na pewno nie było. Można w nie wierzyć, przynoszą one owoce, wzbogacają duchowość, oddają też ducha czasu i miejsca - są wyrazem zapotrzebowania na podkreślenie jakiejś prawdy z Objawienia publicznego. Szczególny status objawień prywatnych, chciałoby się wręcz żartobliwie powiedzieć, że przypominających trochę kota Schrödingera - są jednocześnie prawdziwe i nieprawdziwe, nawet jak są uznawane przez Kościół - sprawia, że wiernym pozostawiono dużą wolność w ich zakresie. Jeśli wiernemu nie przypada specjalnie kult Najświętszego Serca Pana Jezusa, czy Bożego Miłosierdzia, nie musi go praktykować w życiu prywatnym. Nie sprawia to, że objawienia te są nieomylne i wnoszą coś pozytywnego (w sensie dodanego) do Objawienia. Jednym z najbardziej jaskrawych przypadków są wizje św. Anny Katarzyny Emmerich. Książka "Żywot i bolesna męka pana naszego Jezusa Chrystusa" oparta na jej objawieniach prywatnych stała się bardzo popularną lekturą wśród katolików, chociaż jej treść jest w dużej mierze sprzeczna z dzisiejszą wiedzą biblistyczną i osiągnięciami z archeologii biblijnej. Dzisiaj za jedno z najbardziej jaskrawych i kontrowersyjnych fragmentów zapisków jej wizji uznalibyśmy zapewne utożsamienie znamienia Kaina z powstaniem ludzi o czarnym kolorze skóry. Jej wizje odzwierciedlały natomiast w znacznym stopniu religijność tamtych czasów. Jednakże w procesie beatyfikacyjnym nie brano pod uwagę o tyle treści jej wizji, co świadectwo jej życia, jako mistyczki i stygmatyczki, która swym życiem chciała uczestniczyć w cierpieniu Chrystusa. Przez dwa tysiąclecia w Kościele było wiele jednostek mających wizje - wielkich ojców duchowości, pustelników, mistyków i mistyczek, świętych. Średniowieczne hagiografie, czyli życiorysy świętych są pełne tego typu obrazów. Barokowe pisarstwo religijnesię w nim wręcz lubowało. Jednak granica między tym co określano jako Boże natchnienie, a podszepty diabła zawsze była dość cienka. W jednym momencie można było być uznanym za opętaną, w innym za świętą - jak było z opinią na temat uznanej dzisiaj za świętą, Joanny D’Arc. W Polsce niedawno odbywał się złożony i długotrwały proces beatyfikacyjny Rozalii Celakówny. Było to związane głównie z kontrowersją idei "Intronizacji Chrystusa na Króla Polski", która to była silnie postulowana przez niektóre kontrowersyjne grupy wewnątrz Kościoła. Sytuacja była na tyle skomplikowana, że nawet po beatyfikacji Rozalii i uroczystości w Łagiewnikach Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana, w której wziął udział prezydent Andrzej Duda, grupy te nie uznały go za ważny. Najwięksi zwolennicy "Intronizacji" i buntownicy przeciwko zatwierdzonej przez Kościół interpretacji objawień Rozalii zgromadzili się wokół dzisiaj już suspendowanego ks. Piotra Natanka i jego pustelni w Grzechynii. Ruch ten jest rozpoznawalny przede wszystkim przez czerwone płaszcze z podobizną Chrystusa Króla, w których się pojawiają na marszach o charakterze tak politycznym jak i religijnym. Widać zatem, że kontrowersje wokół objawień prywatnych nie ustają. Stają się one zagrożeniem - tak dla zorganizowanej religii, jak i dla władzy świeckiej, gdy zaczynają podważać istniejący porządek, czy wręcz nawoływać do jego obalenia. W czasie reformacji tacy prorocy pojawiali się w czasie wojen chłopskich w Niemczech, kiedy to już zbuntowani chłopi i kupcy znajdowali natchnienie i potwierdzenie swoich postulatów w gorących przemowach kaznodziejów. Wielu z nich, tak jak Tomaszowi Muntzerowi, nie wystarczyła zwykła reforma Kościoła, której się podjął Luter, ale postulowali konieczność całkowitego odrodzenia się chrześcijaństwa i zwrócenia ku Bogu. Nie można było tego osiągnąć poprzez zwykłe uczone "paplanie", ale przez działanie Ducha Bożego, któremu dało się przemawiać. Był on zajadłym zwolennikiem powrotu do profetyzmu. Dzisiaj podobne tendencje można zobaczyć we wspólnotach zielonoświątkowych, których pobożność jest obecna nawet w Kościele katolickim. Mimo że pozbawiona jest ognia i apokaliptyki tamtych czasów. Objawienia prywatne mogą być postrzegane jako objaw szelaństwa czy opętania. W wielu tradycjach duchowości patrzono na nie z podejrzliwością, zwłaszcza w tych skupionych bardziej na spokojnej kontemplacji i medytacji, która nakierowana była na odcięcie się od wrażeń zmysłowych (tak jest w buddyjskiej tradycji zen, jak i w chrześcijańkiej tradycji modlitwy Jezusowej). Równolegle z nimi współistniały jednak tradycje pofetyczne, w których jednostki mające bezpośredni kontakt z rzeczywistością nadprzyrodzoną były wysoko cenione przez lokalną społeczność. Religie zorganizowane, a w tym Kościół katolicki, nauczyły się doceniać te zjawiska i włączać je do swojej tradycji, o ile zachowywały spójność z główną linią ortodoksji. Stąd i dzisiaj jest na nie miejsce i można zauważyć wręcz ich renesans - chociaż wciąż większość wiernych spogląda na nie z podejrzliwością. Tekst powstał w ramach współpracy z redakcją Stacja7