O zorganizowanie w spokojnej dzielnicy Kirjat Jowel odczytu w szabat petycje składano przez cztery lata - pisza agencja AP. Na wykład do komunalnego ośrodka przyszło kilkaset osób, przełamując zakaz działalności w budynkach publicznych w sobotę. Szabat jest surowo przestrzegany przez haredim - ultraortodoksyjnych żydów, przeciwnych sekularyzmowi, których w Izraelu jest ok. 10 proc. Starają się oni zachować nieskażone praktyki religijne w dawnej postaci i usiłują narzucić ich przestrzeganie wszystkim - pisze AP. Niewierzący mieszkańcy Jerozolimy zaczęli czynić wyłomy w regułach, z którymi według nich ciężko żyć. W soboty czynna jest coraz większa liczba restauracji, pojawiają się imprezy kulturalne. Wydaje się, że po raz pierwszy od dawna wyhamował exodus nieortodoksyjnych mieszkańców na przedmieścia. "Nie jesteśmy przeciwko ultraortodoksom, jesteśmy za tolerancją i integracją, przeciwko zastraszaniu. Ale ich społeczność podważa same fundamenty naszego demokratycznego państwa, poczynając od braku usług publicznych w soboty, po promowanie segregacji płci" - powiedziala AP Dina Azriel, liderka oddolnego ruchu "Wolny Kirjat Jowel", który zorganizował sobotni odczyt. Wygłosił go popularny dziennikarz arabsko-izraelski Sajed Kaszua. Mówił o pluralizmie i tolerancji. Ruch "Wolny Kirjat Jowel" powstał w reakcji na pozwolenie ultraortodoksyjnym działaczom na budowę przedszkola, podzielonego na osobne części dla dzieci wierzących i niewierzących. Większość Izraelczyków jest niewierząca, ale twórcy żydowskiego państwa przyznali judaizmowi poczesne miejsce w sprawach kraju. Nad religijnymi obrzędami czuwają rabini, którzy udzielają ślubów, rozwodów i dokładnych wskazówek na temat procedury pochówku. Ultraortodoksi mają również wpływ na izraelskie koalicje polityczne. Wpływy haredim widać zwłaszcza w Jerozolimie, gdzie ich liczba jest wyższa od przeciętnej. Miasto podzielone jest niemal równo na trzy części: między niewierzących wraz z tzw. nowoczesnymi ortodoksami (godzącymi wymogi judaizmu ze współczesnym stylem życia), Palestyńczyków oraz haredim. Wielu nowoczesnych ortodoksów żyje i pracuje razem z niewierzącymi, podczas gdy konserwatywni ortodoksi wolą żyć w enklawach. Nadal dzięki swojej liczebności i politycznej sile ultraortodoksi wywierają wpływ na kształt życia w Jerozolimie. Miasto w szabat niemal zamiera - firmy są zamknięte, transport publiczny nie działa i dostępne są nieliczne rozrywki. Próby zmiany tego stanu rzeczy prowadziły do ostrych protestów ze strony haredim. W 2009 roku doszło do zamieszek, kiedy pozwolono otworzyć w szabat parking dla turystów w pobliżu Starego Miasta. W ostatnich latach ultraortodoksi wymusili na firmie transportu miejskiego Egged podział autobusów dla kobiet i mężczyzn w swoich enklawach, usiłowali też podzielić chodniki w mieście. Chcą, by w zwykłych autobusach kobiety jechały z tyłu. Zdzierali bilbordy z wizerunkami kobiet. Ze względu na to Egged postanowił zrezygnować z reklam na autobusach. Sarit Haszkes, działaczka ruchu "Bądź wolny Izraelu", cytowana przez AP, twierdzi, że "obecnie widać współpracę państwa, funkcjonariuszy policji z haredim; kobiety są odsuwane na bok, a wszystko przesuwa się bardziej na prawo". Jej ugrupowanie wychodzi z takimi inicjatywami, jak oferowanie kart rabatowych klientom restauracji czynnych w sobotę, aby w ten sposób "wzmocnić świecką siłę nabywczą". Według Haszkes siła sekularystów rośnie, a to wywołuje reakcję ze strony haredim. Choć nie dopuszczono w Jerozolimie do podziału chodników na osobne dla mężczyzn i kobiet, nie wpuszczano kobiet na niektóre ulice podczas niedawnego Święta Szałasów (Kuczki). W zeszłym tygodniu aresztowano inną działaczkę, która przy Ścianie Płaczu nałożyła tałes - tradycyjnie narzucaną na głowę i ramiona przez mężczyzn podczas modlitwy chustę z frędzlami. Zwolniono ją, kiedy obiecała trzymać się z dala przez miesiąc od tego świętego dla żydów miejsca.