PAP: W jakich okolicznościach ksiądz poznał ks. Jerzego Popiełuszkę? Czy wyróżniał się czymś, co zwracało uwagę? Ks. Jan Sikorski: - Poznałem go w akcji, ponieważ chodziłem do więzienia do Białołęki do internowanych i on przyszedł do mnie i mówi: słuchaj, tam są moi przyjaciele, może byś zabrał listy, przekazał pozdrowienia. Pomyślałem sobie, że to zwykły ksiądz, który ma tam jakichś znajomych. Po mszy św. w więzieniu powiedziałem, że ks. Popiełuszko przekazuje to i tamto; w tym momencie po reakcjach ludzi zobaczyłem, że jest to dla nich bliski przyjaciel, ktoś bardzo ważny. Potem byłem na mszy św. i widziałem go jako kapłana, i to, jak ludzie go doceniali. Kiedy po mszy św. byłem u niego w pokoju widziałem, że żyje z tymi ludźmi w takiej przyjaźni, że chodzili tam jak po swoim mieszkaniu, nie pytali, czy mogą to, czy tamto i każdy z nich miał go za swojego. Był jednym z nich. Bardzo ciepły, bardzo prosty, bardzo zwyczajny człowiek. Czy teraz po latach, kiedy ks. Popiełuszko ma być beatyfikowany, coś zmieniło się w postrzeganiu jego osoby? - Wobec każdego człowieka, który nagle staje na piedestale lubi się te zdania wyokrąglać. Myślę, że nie jest to złe i fałszywe, raczej wyraża szacunek. Natomiast kiedy ks. Jerzego znało się osobiście, to był bardzo zwykły człowiek. Ja najpierw słyszałem o nim od jego kolegi, który mi o nim opowiadał i wpadło mi w ucho słowo "Popiełuch". Mówił: "byłem z Popiełuchem, Popiełuch powiedział to, Popiełuch wziął samochód". Kiedy się z nim spotykałem później np. na wakacjach, traktowałem go jak każdego innego kolegę. Pamiętam jak mi opowiadał, że go ścigali samochodami, jeden za drugim, jak próbował ich zwieść, jak ich wreszcie zgubił, to myślałem, że on trochę przesadza. Natomiast szacunek do niego wzrastał stopniowo po tym wszystkim, co czynił. Wobec tego w jaki sposób należy mówić o ks. Popiełuszce? Często przedstawiany jest w sposób odrealniony. - Nie można go odczłowieczać. Trzeba go przedstawiać takim, jakim był. Wobec niego nie zawsze używano tytułu "ksiądz". Wielu przyjaciół mówiło mu po imieniu. W ogóle świętych trzeba ukazać jako ludzi ziemi i nieba, ale zaczyna się od ziemi. Dlatego dobrze, że się sięga i do jego domu rodzinnego, pokazuje się zdjęcia np. z wojska, z wakacji, z imienin. Od tego trzeba zacząć - od jego człowieczeństwa. I na tej bazie ukazywać jak wielkie cuda działa Bóg. Widziałem też, jak on się wypowiada przed całym lasem mikrofonów i kamer w imieniu robotników i ludzi cierpiących w stanie wojennym, kiedy staje się ich reprezentantem - ten sam człowiek, a trochę inne spojrzenie. Zatem ks. Popiełuszko był bardziej duchownym, czy też może charyzmatycznym przywódcą społecznym, walczącym o wolność swojego narodu? Opinie na temat jego osoby są podzielone. - To była bogata osobowość i zależy, gdzie się skieruje promień zainteresowania. Każdy ksiądz ma wiele ról w swoim życiu: staje jako budowniczy, jako organizator, jako człowiek myślący ekonomicznie i jako hierarcha i kapłan przy ołtarzu. Ja myślę, że te wszystkie opinie mogą być w jakimś sensie prawdziwe. Bo ksiądz ma ludziom służyć, a sługa jest potrzebny w różnych sytuacjach. Raz do rzeczy bardzo wzniosłych, a raz do rzeczy bardzo zwyczajnych. Wszystko, co się mówi o ks. Jerzym może mieć akcent prawdy, ważne żeby nie przesadzać, żeby nie mówić, że był tylko tym lub tylko tym. Jedno i drugie u niego istniało i ja to obserwowałem: realność i rzeczywistość ziemską i jednocześnie niezwykłą mistykę. Prymas Józef Glemp proponował ks. Jerzemu wyjazd do Rzymu. Argumentował, że są osoby, które sugerują, że tak będzie dla niego bezpieczniej. Jak ks. Popiełuszko odebrał tę propozycję? Czy między nim a kard. Glempem był w tej sprawie konflikt? - Byłem mimowolnym świadkiem jego odczucia po rozmowie z księdzem prymasem. Nie wiem o czym rozmawiali, mogę się domyślać, ale czuł się bardzo smutny po tym spotkaniu. Przypuszczam, że ksiądz prymas zwracał uwagę na pewne efekty jego działań. Jego postawa musiała bardzo utrudniać rozmowy między rządem a Kościołem, być może usłyszał coś na ten temat. Mógł niechcący prowokować kłopoty na tej linii. Odczuł to bardzo boleśnie, bo on działał spontanicznie, dał całego siebie, nie musiał się zastanawiać nad konsekwencjami na linii rząd - Kościół. On dawał serce, a tutaj usłyszał słowa z innej perspektywy, być może trochę go ograniczające. Na temat tej rozmowy z nim nie rozmawiałem, natomiast widziałem łzy w jego oczach, był bardzo przejęty tym, że jego działalność w pełnej mierze nie została doceniona, tak jak doceniali go ludzie, ale prymas musiał patrzeć z innej perspektyw. Tak, że ten konflikt mógł istnieć, ale to był konflikt bardzo naturalny. Czy jest moment z kontaktów z ks. Jerzym, który szczególnie utknął w księdza pamięci? - Dla mnie takim momentem było moje osobiste "nawrócenie". Ja miałem nie najlepszą opinię o mszy św. odprawianej na Żoliborzu. Ówczesne media podawały, że są tam polityczne akty, hasła, transparenty i to mi nie bardzo z mszą św. współgrało, nie chciałem tam chodzić. W momencie kiedy poszedłem, to byłem wstrząśnięty. To była sierpniowa niedziela. Przeżyłem tę mszę św., całe to misterium, które tam się na Żoliborzu działo, misterium religijne i jednocześnie misterium wolności, wolnej Polski. Po tej mszy św. podszedłem do ks. Jerzego i mówię: Jerzy, ty jesteś mały papież, ten plac będzie nazwany twoim imieniem. On się uśmiechnął, ale nie bardzo reagował na to, co mówiłem. Ja to powiedziałem z głębokiego przekonania. Potem powtarzałem te słowa. Nie wiedziałem, że prorokuje: z papieżem ścigają się o beatyfikację. Nie plac, ale ulica obok kościoła nosi nazwę: ks. Popiełuszki. Czy kult ks. Popiełuszki przetrwa w kolejnych pokoleniach? - To jest zawsze zagadką, bo czasy się zmieniają, ale sądzę, że problem prawdy, rzetelności, odwagi w wierze pozostanie zawsze aktualny. Przez cały czas ludzie z różnych parafii pełnią służbę przy grobie ks. Jerzego dzień i noc, od jego śmierci do dzisiaj. Dla mnie to jest znak, że ta historia nie idzie w zapomnienie, ale jest żywa. To czy będzie żywa wśród ludzi młodych zależy od nas starszych, czy będziemy potrafili tę postać pokazać w sposób prawdziwy, żywy, a nie polukrowany, daleki od nas. Rozmawiał: Paweł Rozwód