Czy wydarzyło się coś istotnego w ostatnich latach we wspólnocie Kościoła, co każe na poważnie i głębiej niż do tej pory zająć się tą problematyką? W nauczaniu Kościoła wątek kobiet i ich znaczenia nie ma zbyt długiej tradycji. Pierwszym papieżem, który go podjął, jest Jan Paweł II w Liście Apostolskim o godności kobiety Mulieris dignitatem datowanym na 1988 rok. Zarysowując szeroki kontekst biblijny i teologiczny - od Księgi Rodzaju po Apokalipsę - określił antropologiczną, społeczną i duchową godność kobiety oraz jej równouprawnienie z mężczyzną. W swoim nauczaniu wielokrotnie wracał do tego tematu, analizując "geniusz kobiecy" i niezastępowalne role, jakie ma do odegrania kobieta w Kościele, w rodzinie i w społeczeństwie. Papieskie nauczanie na temat kobiety zostało określone jako fundament "nowego feminizmu" i z wielkim zainteresowaniem, a nawet entuzjazmem przyjęte i podjęte na całym świecie przez teologów i filozofów chrześcijańskich. "Nowy feminizm" posiada już sporą bibliografię znaczących prac na ten temat tak w Polsce, jak i na świecie. Jest on podejmowany nie tylko przez kobiety, ale i przez mężczyzn, w tym duchownych, którzy uświadamiają sobie wagę problemu i zdają sobie sprawę z tego, że pełnia człowieczeństwa wyraża się w zjednoczeniu i równości dwóch pierwiastków - męskiego i żeńskiego. Benedykt XVI kontynuuje i rozwija to nowe nauczanie Kościoła poświęcone kobiecie. W wywiadzie, którego udzielił 2 sierpnia 2006 roku telewizji ZDF, powiedział m.in.: "Wierzę, że kobiety z ich witalną dynamiką, liczebną przewagą i potencjałem niespożytej energii same odnajdą swe miejsce w Kościele, czerpiąc moc ze wzoru Matki Bożej i Marii Magdaleny". Jednak nie tylko nauczanie Kościoła na temat kobiet, ale także na temat roli i znaczenia świeckich ma krótką historię i nie jest głęboko zakorzenione w tradycji. Dopiero bowiem na początku XX wieku, za pontyfikatu Leona XIII, rozpoczęła swe działania Akcja Katolicka jako pierwsza organizacja zrzeszająca świeckich. Prawne podstawy nadał jej w latach trzydziestych Pius XI, wyznaczając jako cel współpracę i uczestnictwo "laików w hierarchicznym apostolacie Kościoła pod ścisłym kierownictwem duchownych". Powołanie świeckich w Kościele dowartościował dopiero Sobór Watykański II, choć i on nie stworzył pozytywnej definicji świeckich, odróżniając ich jedynie od duchownych i opisując ich odrębne zadania oraz miejsce we wspólnocie Kościoła. Żeby móc w sposób pozytywny określać miejsce oraz powołanie kobiety w Kościele, trzeba na nowo wgłębić się w historię Zbawienia i w niej odczytać zamysł stwórczy Boga wobec Ewy na przestrzeni dziejów Starego i Nowego Testamentu, a także potem w tradycji, w historii Kościoła, analizując wybitne postacie kobiece świętych, założycielek zakonów, apostołek, niewiast, które w dziejach myśli i cywilizacji chrześcijańskiej odegrały znaczące role. W tym nowym odkrywaniu i odczytywaniu historii w "horyzoncie kobiecości" trzeba pamiętać o tym, że aż do połowy XX wieku była ona kreowana i analizowana głównie przez mężczyzn, przede wszystkim duchownych, ale także i świeckich. Nakłada to szczególny "filtr" na opis rzeczywistości, bo z męskiej perspektywy nastawionej na aprobatę tego, co silne, mężne (jak wiadomo źródłosłów słowa "mężne" pochodzi od mąż, mężczyzna), racjonalne, nastawione na sukces, na spełnienie - jawi się ona nieco inaczej niż z perspektywy kobiecej. Nie chodzi tu absolutnie o promowanie specyficznie feministycznego punktu "spojrzenia na teologię", które chciałoby rodzaj męski tekstów zamieniać na rodzaj żeński. Obydwa są równie ważne i niezastępowalne. Pamiętać jednak trzeba, że spojrzenie kobiece w historii i tradycji bywało wielokrotnie pomijane bądź banalizowane, trywializowane, nie mówiąc już o wyszydzaniu go czy przemilczaniu. W gruncie rzeczy stoimy w momencie, w którym trudno jest precyzyjnie określić i merytorycznie udowodnić termin "kobiecy punkt patrzenia" na rzeczywistość. Cały ten horyzont badań i analiz wciąż jest przed nami, przed teologami i filozofami chrześcijańskimi i na pewno doprecyzowanie pojęć - tak jak zawsze bywa w teorii poznania - musi sporo potrwać. Ważne jest, żeby zdawać sobie z tego sprawę i zastanawiając się nad zagadnieniem "kobiecym" w Kościele o tym kontekście nie zapominać. Ramy tego tekstu nie pozwalają na dogłębne analizy wątków, które wskazałam. Jest to praca na wiele lat, która mam nadzieję zostanie podjęta przez kompetentne grono badaczy. W literaturze przedmiotu pierwsze takie próby można już odnaleźć. W tym tekście mogę jedynie zakreślić bardzo grubą linią kontury drogi, którą, jak sądzę, trzeba dalej iść odkrywając miejsce i znaczenie, jakie może mieć kobieta we współczesnym Kościele. * * * Te poszukiwania rozumienia sensu kobiecości w zamyśle Boga trzeba nam zacząć od Księgi Rodzaju, od Genesis, od opisów stworzenia człowieka. Czytamy: "Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę" (Rdz 2,24). Metafizyczny sens tego stwierdzenia zawiera się w rozumieniu pełni człowieczeństwa poprzez zjednoczenie dwóch pierwiastków - męskiego i żeńskiego. Dopiero ich połączenie może dać obraz człowieka ukształtowanego na obraz Boga. Jakakolwiek próba dominacji jednego nad drugim, upośledzania go, niedowartościowania czy przewartościowania kończy się nieuchronnie klęską człowieka, popadnięciem w grzech, w słabości, w przerysowania jednych cech i niedostatku drugich. Kobiecość i męskość są kompatybilne, są jak dwie strony tego samego medalu albo - jeśli kto woli inną metaforę - jak dwie połówki jabłka. Dopiero ich połączenie może dać pełen obraz, może pokazać istotę człowieczeństwa. Jednak zachowanie tej równowagi jest trudne i na przestrzeni wieków, kultur i cywilizacji sprawiało człowiekowi masę kłopotów wykrzywiając i zniekształcając jego obraz oraz drzemiące w nim możliwości. To wykrzywianie obrazu polegało między innymi na sposobach interpretacji tekstów objawionych i swoistego, odpowiadającego danej epoce i okresowi rozumienia tego, kim jest człowiek. Adam w raju, sam pośród żywych stworzeń, którym nadawał imiona - był sam, czuł się sam, bo nie był w pełni człowiekiem, brakowało mu jego drugiej połowy. Dopiero stworzenie Ewy jako ostatniego dzieła stwórczego Boga przyniosło spokój jego sercu i poczucie, że nie jest sam, że ma obok siebie kogoś podobnego do niego i zarazem innego, bardzo się od niego różniącego, kto jako jedyna z istot żyjących może być "pomocą", może być jego wsparciem. Przez wieki interpretowano stworzenie Ewy jako pomocy dla Adama, albo jeszcze dobitniej - kobieta została stworzona jako pomoc dla mężczyzny-człowieka, byłaby więc jedynie jakąś połówką człowieka, namiastką mężczyzny. Dopiero teologia XX wieku, a przede wszystkim teologia ciała według Jana Pawła II zawarta w tomie Mężczyzną i niewiastą stworzył ich pozwala spojrzeć na tę biblijną "pomoc" jako na wzajemne partnerstwo - mężczyzna został stworzony jako pomoc dla kobiety, a ona jako pomoc dla niego. W różnych aspektach swych osób i swych powołań stają się oni we dwoje dla siebie nawzajem wsparciem i ochroną. Wzajemne odmawianie sobie tego wsparcia czy lekceważenie jego potrzeby jest grzechem przeciwko pierwotnemu zamysłowi Stwórcy. Podobnie w tradycji bywał interpretowany opis aktu kuszenia i upadku człowieka. W wielu analizach biblijnych to Ewa była tą słabszą, wystawioną na pokusę i łatwiej ulegającą grzechowi, istotą. Winą za grzech pierworodny Adam obarczył Ewę, siebie zwalniając z odpowiedzialności za zjedzenie zakazanego owocu, a tym samym zrywając relację wzajemności ze swą żoną. W ślad za tą Adamową interpretacją grzechu pierworodnego przez wieki kobiety nosiły na sobie brzemię Ewy-kusicielki, głupiej, słabej istoty, podatnej na podszepty zła. Jednak Bóg inaczej ocenił zdradę pierwszych rodziców i ukarał nie tylko Ewę, ale i Adama odmawiając im dalszego życia w Raju-Edenie. Tym samym raz jeszcze potwierdził ich równość i współodpowiedzialność.