Sprawa opisywanego księdza dotyczy wydarzeń sprzed kilkunastu lat. Wówczas duchowny miał molestować ministranta, który o wszystkim opowiedział swoim rodzicom. Po interwencji dorosłych, kapłan przyznał się do molestowania i obiecał, że to już się nie powtórzy. Jak jednak utrzymuje ministrant, ksiądz nie przestał. Sprawa trafiła więc do kurii, a następnie do prokuratury. Po kościelnym dochodzeniu, ksiądz został usunięty ze stanu duchownego. Osobne śledztwo prowadzi jednak prokuratura, której poznańska kuria, a także metropolita poznański abp Stanisław Gądecki, odmawiają wydania dokumentów w tej sprawie. Jak czytamy, kiedy sąd zdecydował, że abp Gądecki musi wydać dokumenty, hierarcha przekazał, że nie może tego zrobić, ponieważ znajdują się one w Watykanie. Pełnomocnik molestowanego ministranta złożył wówczas wniosek o policyjne przeszukanie w siedzibie kurii. Jak dodaje "GW", takie przeszukanie byłoby wydarzeniem bez precedensu. "Prokuratura odpuściła więc, uznając, że nie ma powodów, by nie wierzyć kurii" - czytamy. Zapowiedziała jednak zwrócenie się w tej sprawie do Watykanu. Wtedy wkroczyła Prokuratura Krajowa i uznała, że jednostka prowadząca śledztwo może poradzić sobie bez kościelnych dokumentów i nie musi również przesłuchiwać arcybiskupa Gądeckiego. Problemy z pamięcią Gazeta przypomina, że przesłuchano dwóch księży, którzy prowadzili kościelne postępowanie w sprawie duchownego z Chodzieży. Prokuratura Krajowa utrzymuje, że przesłuchanie tych mężczyzn powinno być wystarczającym materiałem do prowadzenia sprawy. Jak jednak pisze "GW", która zapoznała się ze wspomnianymi zeznaniami, księża nie chcą dzielić się swoją wiedzą. Pierwszy z duchownych powołał się na tajemnicę zawodową. Kiedy prokurator zwolnił go z tajemnicy, mężczyzna zaskarżył to postanowienie i nie chciał odpowiadać na pytania w sprawie prowadzonego przez siebie śledztwa. W końcu zeznania duchownemu nakazał sąd, który zdecydował, że księdza nie obowiązuje tajemnica. Wtedy świadek przyznał, że kapłana z Chodzieży usunięto ze stanu duchownego i że powodem takiej decyzji było złamanie szóstego przykazania (nie cudzołóż). Ksiądz nie powiedział jednak o szczegółach sprawy, powołując się na niepamięć i nawał pracy. Drugi z przesłuchiwanych wniósł do sprawy jeszcze mniej. Już na wstępie zasłonił się niepamięcią z powodu przyjmowanego leku i natłokiem prowadzonych przez siebie spraw. Jak mówi gazecie pełnomocnik molestowanego ministranta, bez dokumentów materiał dowodowy będzie niepełny. Skarży się także, że "Kościół nigdy nie wydaje swoich dokumentów". "Niepokojący jest także sygnał, który Prokuratura Krajowa wysyła do wszystkich prokuratorów. To sygnał, że mają zostawić Kościół w spokoju, a dokumenty kościelne są wyjęte spod prawa i nie należy żądać ich wydania" - mówi pełnomocnik Artur Nowak. Zdaniem adwokata, decyzja o tym, by nie przesłuchiwać Gądeckiego to także sygnał, "aby zostawić go w spokoju". "Zadziałał efekt aureoli. Jak ktoś jest arcybiskupem, to zostawiamy go w spokoju" - tłumaczy. Więcej w "Gazecie Wyborczej".