Dwa lata temu abp Józef Górzyński z bólem przyznał, że z powodu braku kandydatów w archidiecezji warmińskiej nie będzie wyświęcony żaden nowy kapłan. W tym roku zaledwie jeden kapłan został wyświęcony dla diecezji łowickiej, podobnie będzie w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej - prawdopodobnie po wakacjach do grona księży dołączy zaledwie jeden neoprezbiter. W pozostałych diecezjach liczba nowo wyświęconych jest zdecydowanie mniejsza niż w ubiegłych latach - od 2 do 7. Najwięcej księży wyświęcił kard. Kazimierz Nycz dla archidiecezji warszawskiej - czternastu. Jeszcze dwa lata temu święcenia prezbiteratu przyjęło tam niemal 30 diakonów. Mniejsza liczba powołań w Kościele Dziesięć lat temu wyświęcono w Polsce 355 księży diecezjalnych, w tym roku - 198. Ten wyraźny spadek potwierdza długoterminowa tendencja. Liczba powołań spada. Widać to i po liczbach wyświęconych, i po liczbach kandydatów, którzy są przyjmowani do seminariów. Dlaczego tak się dzieje - zdania są podzielone i jednej odpowiedzi na to nie ma. W prasie dominuje przekonanie o kryzysie wizerunkowym Kościoła, który wpływa na decyzje młodych. Ujawnione przykłady pedofilii, brak wyrazistej reakcji ze strony hierarchii Kościoła i spadek zaufania do instytucji kościelnej - to najczęściej podawane powody tego, że seminaria pustoszeją. Socjologowie nieco inaczej patrzą na ten problem: wskazują na zmianę stylu życia, również młodych ludzi, którego konsekwencją jest też podejście do wiary i podjęcia płynących z niej zobowiązań. "Kryzys decyzyjności" dotyka nie tylko kwestii powołań kapłańskich. Spada liczba małżeństw w ogóle, młodzi unikają zobowiązań na całe życie. Kultura tymczasowości wpływa na statystyki powołań. Spadek liczby wiernych = spadek liczby powołań Jest też trzecia grupa poglądów. Spadek liczby powołań i nowo wyświęconych księży następuje w czasie, gdy powszechnie wskazuje się na spadek liczby wiernych. Aczkolwiek nie są to "pustoszejące kościoły" ani gremialne odwracanie się od Kościoła, ale trend wskaźnika "dominicantes" czy deklaracja przynależności do Kościoła katolickiego są malejące, a socjologowie wskazują, że tendencja tak szybko nie wyhamuje. Innymi słowy, będzie coraz mniej wiernych i coraz mniej księży. Ta trzecia grupa opinii nie przyjmuje statystyk dotyczących powołań z obawą, lecz trzeźwo wskazuje: za około 20 lat księży będzie dokładnie tyle, ile trzeba. Jak będzie wyglądał Kościół za kilka dekad? To, co postrzegamy jako spadek powołań oznacza przecież liczbę księży, którzy będą posługiwali za 20-30 lat. Skoro wiernych będzie wtedy mniej, oznacza to, że procentowo liczba księży może nie okazać się zbyt mała. Jak będzie w takim razie wyglądał Kościół za 20-30 lat? Co się zmieni? 1. Mniej parafii Uczciwa ocena spadku powołań w polskim Kościele powinna uwzględniać ich niebotyczny wzrost kilkadziesiąt lat temu. Wpłynęło na to wówczas wiele czynników, ale niewątpliwie największym był pontyfikat Jana Pawła II. Tzw. "górka Jana Pawła II" sprawiła, że do seminariów diecezjalnych i zakonnych zapukało mnóstwo kandydatów. Polska rzeczywiście stała się na tle Europy zagłębiem powołań. Seminaria zapełniły się, a nawet powstały nowe, zwłaszcza w diecezjach nowo utworzonych po reformie administracyjnej Kościoła w Polsce w 1993 roku. Powstało też wiele nowych parafii, zbudowano wiele nowych kościołów w małych miejscowościach lub dzielnicach miast, które dotąd swych świątyń nie miały. Obecnie schodzimy z powołaniowej "górki Jana Pawła II". Schodzimy z niej wciąż na tyle pomału, że wciąż jesteśmy na tle Europy potęgą w powołaniach. Ale za 20-30 lat nie będzie już tylu księży, by każda z obecnych parafii mogła mieć swojego proboszcza. A innym problemem może być samo utrzymanie parafii, które utrzymują się przecież z datków wiernych. Zjawisko łączenia parafii zaczęło się już teraz, między innymi w diecezji pelplińskiej albo częstochowskiej. W tej chwili wygląda to tak, że z reguły dwie parafie mają jednego proboszcza, który bez problemu obsłuży dwa sąsiadujące ze sobą duszpasterstwa i kościoły. Czy to oznacza, że znikną parafie liczące np. tysiąc wiernych lub mniej, a kościoły przestaną być użyteczne, gotowe do rozbiórki? O tym za chwilę. 2. Mniejsza liczba księży w parafiach Przyszłość może zobligować do zastosowania innego rozwiązania, bardzo zresztą ciekawego i potrzebnego. Dotychczasowe parafie mogą być łączone w jeden rejon duszpasterski. Kilku księży mieszkałoby na jednej plebanii, tworząc razem wspólnotę kapłanów wzajemnie wspierających się. Zespół ten solidarnie obsługiwałby wiernych zamieszkujących teren danego regionu. Trudno w tej chwili przesądzać praktyczny kształt takiego rozwiązania, ale warto zwizualizować sobie koncepcję: jeśli dziś istnieje obok siebie dziesięć niedużych parafii, a w każdej z nich posługuje i mieszka jeden ksiądz proboszcz, za 20 lat te parafie nadal będą istniały, ale posługiwać w nich będzie w ramach grafiku i powierzonych zadań pięciu księży mieszkających na jednej plebanii. Zmniejszy się też liczba księży posługujących w większych parafiach. Patrząc na dzisiejsze ogromne parafie wielkomiejskie, kilkunasto- bądź kilkudziesięciotysięczne, warto uprzytomnić sobie, że za kilkadziesiąt lat księży pracujących w takiej parafii nie będzie tak dużo, jak obecnie. Zawczasu warto pomyśleć, w jaki sposób przekształcić sposób funkcjonowania parafii, gdzie wiele aktywności będą mogli kontynuować świeccy. Zmiana będzie niezauważalna w tych parafiach, gdzie udział i zaangażowanie świeckich już teraz jest znaczny. Wielu księży już teraz rozwija współpracę z parafianami, angażując ich coraz bardziej w konkretne zadania parafialne. Odpowiedzialność za posługę charytatywną, organizacje wydarzeń, a nawet liturgii, nie musi w całości spoczywać na księżach, a na pewno stanie się domeną świeckich, gdy księży po prostu będzie mniej. Według wielu opinii, to samo może czekać kwestię zarządzania finansami parafii - już teraz w każdej z nich powinna istnieć rada ekonomiczna złożona z osób świeckich, natomiast w przyszłości to nie ksiądz musi się zajmować potrzebnymi inwestycjami, rozliczeniami i administrowaniem, które często wymaga po prostu doświadczenia, znajomości prawa, czasu i kompetencji. A co z religią? Czy religia trafi ze szkół z powrotem na parafie, trudno rozstrzygnąć, zwłaszcza że europejskim standardem jest akurat religia lub inny przedmiot aksjologiczny jako przedmiot obowiązkowy w szkołach. Zmieni się coś innego - oprócz lekcji religii, w znacznej większości nauczanej przez katechetów, muszą się narodzić w Polsce katechezy w parafiach. W tej chwili istnieje tylko forma katechez sakramentalnych, czyli przygotowujących do komunii św., bierzmowania, czy sakramentu małżeństwa. Chodzi jednak o katechezę parafialną prowadzoną systematycznie w ramach formacji chrześcijańskiej na każdym etapie. Do każdej z tych form katechezy muszą być przygotowywani katecheci świeccy, na których będzie spoczywała w głównej mierze - wobec braku odpowiedniej liczby księży - ta odpowiedzialność. A wszystko dlatego, że sami wierni za 20 lat będą wiedzieli, że samo "bycie zapisanym do Kościoła" to za mało, że sami potrzebują wiary świadomej, uświadomionej, popartej wiedzą, katechezą, wiedzą biblijną. Mają rację chyba ci, którzy powtarzają, że za dwadzieścia lat katolików pewnie będzie mniej, ale ich wiara będzie zdecydowanie bardziej świadoma. Ten sam proces przechodzenia ilości w jakość dotyczy powołań kapłańskich. 3. Łączone seminaria W wielu diecezjach to już się stało, kilka zwleka z tą decyzją, mimo że liczba kleryków jest niewielka. Chodzi o łączenie seminariów, w wyniku którego przyszli księża dla różnych diecezji studiują filozofię i teologię oraz odbywają formację w jednym miejscu. Tak się dzieje w Poznaniu, gdzie utworzono seminarium międzydiecezjalne, w którym wspólnie studiują klerycy z archidiecezji gnieźnieńskiej, poznańskiej, diecezji kaliskiej. Do kleryków z warszawskiego seminarium od tego roku dołączyli klerycy z diecezji łowickiej. Podobnie stało się we Wrocławiu. Najmniej skłonne do połączenia są diecezje na wschodzie Polski - mimo oczywistych argumentów ekonomicznych (utrzymanie budynków, kadry profesorskiej) oraz tych obrazujących poziom kształcenia czy wielkość wspólnoty, a także silnego sygnału z Watykanu, by seminaria mające mniej niż 30 kleryków łączyć z większymi. Jednak to i tak nastąpi, w efekcie czego w Polsce pozostanie kilka - kilkanaście seminariów duchownych, najczęściej związanych z wydziałami teologicznymi. 4. Świadomi swojej roli Gdy rozmawia się z klerykami i neoprezbiterami, jasno widać, że są świadomi swojego wyboru. Kapłaństwo nie wiąże się już z żadnym prestiżem społecznym, nie jest inwestycją w społeczny czy ekonomiczny awans. Klerycy dziś bardziej niż w przeszłości wybierają bycie księdzem z motywów religijnych, wynikających z ich przywiązania do Kościoła i przekonania, że takie mają powołanie od Boga. Oznacza to, że za 20 lat intensywność posługi kapłańskiej się zwiększy, stanie się bardziej duszpasterska, związana ze wspólnotami istniejącymi w Kościele. Jednocześnie przecież zmieni się też profil wiernych, co pokazują już dzisiaj badania. Przy malejącym procencie tzw. dominicantes, zwiększa się procent comunicantes (przystępujących do komunii św.), osób świadomie uczestniczących w życiu Kościoła i biorących na poważnie wymagania wiary. Masowe duszpasterstwo, które jeszcze dziś kształtuje nasze wyobrażenie pobożności, powoli będzie się zmieniało, ewoluując w kierunku pracy w mniejszych wspólnotach i mniejszych grupach. Co nie oznacza, że zarówno księża jak i wierni będą się zamykać przed światem. Wręcz przeciwnie, to, co Kościół nazywa nakazem misyjnym i nieustanną ewangelizacją, tym bardziej będzie kontynuowane. Kto wie, czy nie z większą skutecznością, skoro będzie poparte bardziej wiarygodnym świadectwem.