O. Stanisław Jarosz, przeor klasztoru paulinów we Włodawie, odpowiada na pytania z gatunku najważniejszych, na pytania, jakie zadajemy sobie wtedy, kiedy zaczynamy się zastanawiać głębiej nad naszym istnieniem. INTERIA.PL: Co może być dla człowieka wskazówką na życie? O. Stanisław Jarosz: - Dla człowieka taką wskazówką powinna być prawda. I to nie prawda moja, Dziadka Mroza czy cioci Ani, ale prawda o naturze rzeczy. Prawda o życiu. Prawda o śmierci. Dla mnie taką prawdą są słowa boże, Pismo Święte. Ta księga jest księgą pouczeń. Nie jest książką do geografii czy historii, jak ją niektórzy próbują nazwać. Ona została napisana dla naszego pouczenia. I każdy, czy ktoś wierzy czy nie, może spróbować wziąć tę księgę, przeczytać i pytać, jakie w tych słowach jest pouczenie. I wtedy ta księga mówi. Czy musimy żyć tak, jak nakazuje ta księga? Bóg niczego nie narzuca, do niczego nie zmusza. Dał nam wolną wolę i mówi: "Kocham cię, będę cię miłował, jesteś moim dzieckiem. Ty to przyjmiesz albo zanegujesz, ja i tak pozostanę twoim ojcem, bo taka moja natura". A co by ojciec powiedział osobom mocno zagubionym we współczesnym świecie? - Powiedziałbym o tym, co pomaga, o tym, co mnie pomogło. Przecież ja nie od razu byłem księdzem. Miałem lata szalone, lata grzechu, głupoty. Powiedziałbym: odwagi, Bóg ciebie kocha! Ten Bóg inny niż ci się wydaje! Ten Bóg, który akceptuje ciebie jako człowieka, bo takim cię stworzył. I taki możesz być szczęśliwy. On daje instrukcję obsługi. - Ważne jest tu doświadczenie: przyjąłem to, co mówi Bóg, zrobiłem to, co powiedział i wiem, że to jest prawda. Albo nie przyjmuję tego, no bo w końcu jest śmierć, cierpimy, są trudne sytuacje. I ważna jest prawda, że Bóg kocha człowieka, że mu grzechy przebacza, że nie oskarża nikogo, że zmartwychwstał po to, by przynieść dobrą nowinę. Chce ciebie usprawiedliwiać, bo jesteś tylko człowiekiem i aż człowiekiem. Chce ciebie zbawiać za darmo. Przyjmiesz to lub nie. Czasem bardzo trudno jest zwrócić się do Boga, kiedy dotyka nieszczęście, odrzucenie, kiedy schodzimy na dno? - Ludziom, których życie powaliło, którzy padli, dotknęli dna, ja zawsze staram się powiedzieć , że wszelkie zło bierze się i ma wspólny mianownik w grzechu. I to nie zawsze w grzechu tego kogoś, kto leży. Bardzo często są to grzechy innych ludzi. Czasami są to grzechy osób całkiem dalekich, bo nie ma grzechów prywatnych. - Grzech zawsze kogoś niszczy. To, że giną żołnierze w Afganistanie, to jest konkretny grzech konkretnego człowieka. To, że ktoś kogoś napada, to jest grzech konkretnego człowieka. To, że młodzież sięga po narkotyki, to jest grzech tych osób, które nie nauczyły młodych ludzi życia; bo młodzież bierze narkotyki z bezradności, myśląc, że to pomoże. - Człowieku, odwagi! To, że leżysz, to nie twoja wina, chociaż czasem może być i twoja. Ale Bóg nie przestał cię kochać i możesz powstać. Nawet jak sił nie masz, to on po to zmartwychwstał, żeby cię z tego dołu śmierci wydobyć. Ojciec bez przerwy mówi o tej miłości? - Bo w życiu chodzi o to, by kochać. I dać miłość. Tak, miłość pisaną z dużej litery. Miłość, która jest nie tylko emocją, uczuciem, ale również wyborem. Jest również pracą, po to, by ta miłość mogła wzrastać. Nie żyjemy w świecie neutralnym - jeżeli ja jestem egoistą i inni są tacy, to ta miłość potrzebuje pielęgnacji. - Dla mnie objawienie się Jezusa Chrystusa, prawdy o jego śmierci za grzeszników i o tym, że zmartwychwstał, by nas usprawiedliwić, jest przesłaniem właśnie tej miłości. Możemy zrobić z chrześcijaństwa moralizm: "Muszę chodzić do kościoła! Muszę się modlić"! Nie, niczego nie musisz, Bóg tego nie potrzebuje. On kocha ciebie i mówi: "Módl się, bo ja ci będę pomagał"! "Idź do kościoła, bo chcę cię obdarować"! "Przyjmij te słowa, a przestaniesz się tak bać śmierci, życia". - Jeżeli naprawdę kocham, to tę miłość będę musiał dzielić. Ona oczywiście rośnie. Im więcej daję, tym jest jej więcej, ale trzeba się odważyć, żeby tę miłość dawać. W tym miejscu ktoś może się obruszyć i brutalnie zapytać: "o czym ten księżulo mówi"? Co by ojciec takiemu komuś odpowiedział? - Powiedziałbym jedno: to nie zmienia faktu, że Bóg ciebie kocha, a twoje życie zawiera i cierpienie, i będziesz umierał! I można doświadczyć tego, że miłość boża zmienia życie człowieka. Moje zmieniła! Czy można dać receptę na miłość nieustanną, ciągłą, codzienną, z minuty na minutę? Jak kochać przez wiele lat tę samą osobę albo tę samą pracę? - Kiedy miłość musi trwać i przetrwać, to trzeba mieć źródełko tej miłości. Jezus powiedział: " Ja będę twoim źródłem wody żywej. Ja kocham ciebie i ty będziesz miłował". Proszę zobaczyć, największe przykazanie jest obietnicą: " Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca, z całej swojej mocy, a bliźniego swego jak siebie samego". To pierwsze. I drugie: jeżeli kocham, to muszę przebaczać! Bo ja mam kochać człowieka takiego, jakim jest, a że jest czasami rosochaty, kolczaty, to muszę mu przebaczać. I nie wierzę, że może przetrwać miłość taka z dnia na dzień, z roku na rok, bez przebaczania. - I trzeci moment: ta miłość musi być bardzo prawdziwa. Także z takimi zdaniami: "Kocham cię bałwanie i dlatego ci nagadam"! "Przebacz mi, jeżeli cię zraniłem"! "Masz coś przeciwko mnie, to też powiedz, bo musimy zacząć następny dzień od nowa"?. Na czym polega znaczenie Bożego Narodzenia? - Boże Narodzenie jest bardzo ważne ze względu na fakt, że Bóg chciał stać się człowiekiem. To jest coś, czego nikt by nie wymyślił, że ktoś superdoskonały, święty, absolut, zniża się do poziomu dziecka, po to, by komuś nie zabrać wolności. Bo gdyby się pokazał w całym majestacie, pełnej miłości potędze, to my przestalibyśmy być wolni wobec takiej miłości. A on dał nam wolna wolę. - Ja dzieciom tłumaczę: gdyby do Słońca wystrzelić rakietę, to się spali, nie wytrzyma atmosfery. I Bóg zniżył się do poziomu człowieka, by powiedzieć : "Nie bój się, ja kocham ciebie! I niczym ci nie grożę, możesz skorzystać!". Dla mnie to jest Boże Narodzenie. Wigilia i święta to współcześnie, nawet dla chrześcijan, bardziej okazja do spotkania rodzinnego niż do takiego właśnie, uświadomionego przeżywania narodzin Chrystusa - Mnie jest przykro, że Wigilia staje się wyłącznie konsumpcją. Dobrze, że jest świętem rodzinnym, ale powinna być dla nas czekaniem na to, że możemy się zmienić - my sami, nasi najbliżsi, dzieci? Nawet jak jestem niewierzący, chory, stary, to przecież dobrze, żebym się zmieniał. Bóg po to się narodził, żeby mi w tym pomóc. I dlatego nie będę taki sam w te święta jak w zeszłym roku. Stanę się człowiekiem niosącym miłość, jak Bóg niesie miłość dla nas. Na to czekajmy i to świętujmy. Te święta to dla wielu wyłącznie długi weekend i trochę dni wolnych od pracy. - Dobrze byłoby, gdyby ten wolny czas spędzić po coś. Chodzi o to, żeby coś się w naszym życiu zmieniło, żeby właśnie przy okazji Świąt Bożego Narodzenia człowiek odkrył, że nie musi się bać: tego, że się starzeje, tego, że będzie umierał, tego, że żona i dzieci zabiorą mu kawał życia. Warto pomyśleć inaczej: mogę się cieszyć, że mogę dać, bo przecież mi nie braknie, bo mam życie wieczne? Czego ojciec życzy ludziom z okazji Świat Bożego Narodzenia? - Chciałbym złożyć życzenia - wierzącym i niewierzącym, radosnym i smutnym takie same: żeby przyjęli, nawet jak nie chcą, żeby dopuścili do siebie taką myśl, że jest Bóg, który kocha człowieka. Nawet jak ktoś w niego nie wierzy. Ta jest prawda ! Życzę, żeby mogli doświadczyć tej miłości, bo przecież to jest sens ludzkiego życia. Niewierzącym, żeby się poczuli kochani; wierzącym, żeby pokazali więcej, bo mają źródełko; smutnym, którzy są podobni do tej Dzieciny w twardym żłóbku, radości, a radosnym, żeby dzielili się czasem radością, no i pieniędzmi trochę? I żebyśmy mogli wszyscy uśmiechnąć się trochę tego dnia, bo świętujemy, bo Niebo przyszło na świat! A my jesteśmy wezwani do nieba. Wesołych Świąt! Rozmawiał: Zygmunt Moszkowicz "Kolega Pana Boga" - posłuchaj co Adam Nowak z zespołu "Raz Dwa Trzy" mówi o sztuce, życiu, wierze i o spotkaniu z o. Stanisławem Jaroszem Góral, paulin, przeor z Włodawy O. Stanisław Jarosz jest przeorem i proboszczem w parafii pw. Św. Ludwika we Włodawie. Urodził się 3 sierpnia 1953 roku w Czerwiennym na Skalnym Podhalu. Święcenia kapłańskie przyjął 24 maja 1979 r. Pracował w Rzymie, na Jasnej Górze, w Wieruszowie i na Skałce w Krakowie. Przez 6 lat sprawował funkcję przeora i rektora kościoła Ducha Świętego w Warszawie, był też kierownikiem warszawskiej pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. 28 września 1996 r. został mianowany proboszczem parafii w Toruniu. W 2002 roku wybrany na Definitora Generalnego Zakonu Paulinów. Jako proboszcz i przeor w Toruniu wygłosił wiele rekolekcji, misji i kazań w Polsce i w Stanach Zjednoczonych.