Arcybiskup w homilii podkreślił, że czyn franciszkanina św. Maksymiliana nie przemija, choć zmieniają się czasy, a "twarde ideologie zastępują tzw. siły miękkie, które również dehumanizują człowieka i życie społeczne". "Szczególnie niebezpieczny jest dziś kult ludzkiej wolności bez wymagań i odpowiedzialności, w której człowiek sam sobie jest bogiem" - zwracał uwagę. Hierarcha zaznaczył, że zakonnik oddając życie za współwięźnia "ukazał fundament życia osobistego i społecznego". - Wypowiedział czynem prawdę o miłości, która zwycięża zło i jest silniejsza od śmierci. To też głos w obronie ludzkiego życia, godności, zasad moralnych, prawa naturalnego i bożego, czemu zaprzeczyć chce współczesna cywilizacja śmierci - podkreślił. "Nie była to śmierć dla śmierci, egoistyczny wybór" Abp Skworc zwrócił uwagę na motywy decyzji św. Maksymiliana, który zgłosił się na śmierć za ojca rodziny. - Nie była to więc śmierć dla śmierci, egoistyczny wybór, lecz (...) dla dobra rodziny (...). Fakt ten ukazuje jak bardzo duchowe ojcostwo zakonnika () szanowało pobłogosławiony przez Boga związek kobiety i mężczyzny oparty na miłości rodzącej nowe życie - wyjaśnił. Arcybiskup podkreślił, że minęły już czasy, w których można było być chrześcijaninem tylko z nazwy lub tradycji. Współcześnie - wzorem św. Maksymiliana - potrzeba osobistego świadectwa i wiary potwierdzonej czynami we wszystkich sferach życia. Biskup Tadeusz Rakoczy podczas uroczystości podkreślił, że św. Maksymilian był przede wszystkim człowiekiem wielkiej i nieugiętej wiary. - Wiara, jeśli jest pełna i dojrzała, musi pobudzać do przekazywania jej innym. Dlatego dziś modlimy się, aby nasze rodziny stały się prawdziwymi wspólnotami wiary. (...) Nie może zabraknąć miejsca dla Pana Boga w narodzie, który od 1047 lat jest katolicki. Kto chciałby oderwać naród od Boga, ten naraziłby go na ogromną duchową pustkę. Naród, jak człowiek, potrzebuje wiary, Bóg jest gwarantem jego szczęścia i rozwoju - mówił. "Wstydzimy się tego, co wyszło z Niemiec i czasu hitleryzmu" Metropolita Bambergu abp Ludwig Schick zaznaczył, że jako Niemiec przyznaje się do trudnej historii, która w szczególny sposób pokazała ciemne oblicze w Auschwitz. - Wstydzimy się tego, co wyszło z Niemiec i czasu hitleryzmu. Staramy się, by się to już nigdy więcej nie powtórzyło. (...) W budowaniu przyszłości, współpracy, pojednania i pokoju może nam pomóc postać św. Maksymiliana - powiedział. W uroczystości uczestniczył były więzień Mirosław Firkowski (nr 13182). To jeden z ostatnich świadków wydarzeń sprzed 72 lat. "Byłem w jednym bloku z Maksymilianem. (...) Na apelu Gajowniczek stał w drugim rzędzie. Jak go wybierali, to wystąpił Kolbe, który stał w przedostatnim szeregu, bo był wysoki. W momencie, gdy się to działo nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to będzie aż tak wielka ofiara. (...) Człowiek patrzył tylko, żeby z apelu do bloku puścili, bo to oznaczało, że przeżyje noc. (...) Dopiero na bloku to przeżywaliśmy. To był wielki, heroiczny czyn - powiedział. Mszę świętą poprzedziło nabożeństwo "Transitus świętego Maksymiliana" w kościele Centrum świętego Maksymiliana w podoświęcimskich Harmężach. Odczytany został jedyny list, jaki napisał z Auschwitz do matki. Po nabożeństwie wierni przeszli w pielgrzymce do byłego obozu Auschwitz. Pielgrzymi przed ścianą straceń na dziedzińcu bloku 11, a także na placu apelowym, gdzie zakonnik ofiarował życie za współwięźnia, złożyli kwiaty. Hierarchowie i franciszkanie modlili się również w celi śmierci Kolbego. Rajmund Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 w Zduńskiej Woli. Śluby kapłańskie złożył w 1914 r. Przyjął imię Maksymilian Maria. Do Auschwitz trafił w maju 1941 roku; otrzymał numer 16670. Po ucieczce jednego z więźniów, ofiarował swoje życie za nieznanego mu Franciszka Gajowniczka, wyznaczonego na śmierć głodową. Kolbe zmarł 14 sierpnia 1941 roku, dobity zastrzykiem fenolu w bunkrze głodowym, w podziemiach bloku 11. Został kanonizowany w 1982 roku.