"Wszystko, co potrafię, to być mną, ktokolwiek to jest" - powiedział Bob Dylan. Przez całą karierę dziwił się swojemu fenomenowi. I chyba nie robił tego na pokaz. Jego utwory są często zaprzeczeniem przebojowości - leniwe, folkowe, czasami nieco tajemnicze, a czasami letnie, ale letnie w sensie prerii, słomianego kapelusza i źdźbła trawy - ewentualnie papierosa - w ustach. O ile Amerykanie takie klimaty czują znakomicie, o tyle Europejczycy lubią się trzymać z daleka od wszystkiego, co zahacza o country. Tymczasem Dylan to fenomen nie amerykański, a światowy. Amerykański do bólu, nazywany przecież bardem Ameryki, uwielbiany jest również poza Stanami. I to najbardziej dziwi Dylana. "Nie przyjmuję do wiadomości mitu Boba Dylana. Mity nie piszą piosenek..." - oświadczył innym razem. Najnowszy album "Together Through Life" dopisuje kolejny interesujący rozdział do kariery Boba Dylana. Jest to płyta niezwykle ciepła, przyjemna, odprężająca. Głos 68-letniego artysty brzmi znakomicie - jest dokładnie tak zdarty i zachrypnięty, jak tylko fani Dylana mogli sobie to wymarzyć. Nawet jeśli nie rozumiemy angielskiego, nie będziemy mogli oprzeć się wrażeniu, że teksty to wyjątkowe, życiowe mądrości. Bo na tym właśnie polega ów fenomen czy mit, przeciwko któremu bard zawzięcie protestuje - na charyzmie, ale także na bezpretensjonalności. Tak jak większość wykonawców "dorabia ideologię" do wszystkiego, co robi, tak Dylan ją odejmuje. Jest to artysta, który nie musi się na nic silić. Nie musi, bo jest niezwykle autentyczny w swoim pokornym podejściu do tworzenia. Jego piosenki nie mają mesjanistycznych ambicji zbawiania świata, a sama muzyka nie próbuje rewolucjonizować wszystkiego, co do tej pory nagrywano. Utwory Dylana to urokliwe opowieści snute przez starszego pana. Słuchamy ich tak, jak wnukowie słuchają niezwykłych historii swoich dziadków. Na "Together Through Life" usłyszymy sporo bluesa (np. w piosence "My Wife's Home Town", "Jolene"), trochę country, ale przede wszystkim dużo harmonijki, gitary akustycznej i nieodłącznego zachrypniętego wokalu Dylana. Na uwagę zwracają świetne utwory "Beyond Here Lies Nothin'", "Forgetful Heart" czy zamykający płytę "It's All Good", w którym tytułowa fraza powtarzana jest wielokrotnie, co przybiera formę mantry. It's all good - Bob Dylan trafił w sedno. 8/10