Nowe wydawnictwo Wilków to bardziej "the best of" niż kamień milowy w historii tego zespołu. Wilki podeszły do sprawy zupełnie inaczej niż na przykład Hey. Grupa Kasi Nosowskiej na potrzeby koncertu "MTV Unplugged" konstruowała swoje piosenki od nowa. Gruntowne zmiany w aranżacjach sprawiły, że utwory zyskały zupełnie inny wymiar. Wilki natomiast nie wywróciły swoich hitów do góry nogami. Robert Gawliński i spółka po prostu wymienili gitary elektryczne na akustyczne i obudowali oryginalne wersje własnych przebojów dodatkowymi instrumentami - smyczkami, trąbką, puzonem czy harmonijką. Kręgosłup pozostał jednak ten sam. Próby eksperymentowania z brzmieniem pojawiają się rzadko, nowe instrumenty starają się nie wychodzić przed szereg. Źle? Niekoniecznie. Wilki wybrały jedną z dwóch możliwych dróg. Nirvana również nie próbowała wymyślić na nowo swoich utworów, a jej koncert akustyczny przeszedł do historii. Atutami albumu Wilków są z pewnością duety - z Kasią Kowalską w piosence "Cień w dolinie mgieł" oraz z Reni Jusis w "Beniaminie". Również premierowy singel - "Obudź mnie" (zobacz klip) - brzmi znakomicie i słychać, że był pisany pod akustyczne wykonanie. Nowej płycie brakuje jednak zadziorności, fragmentów choć trochę szalonych, brawurowych, albo przynajmniej intrygujących. Kilka piosenek sprawia wrażenie nieco rozleniwionych w porównaniu z oryginałami np. "Bohema", "Baśka" czy "Son Of The Blue Sky". Krecią robotę czynią tu zwłaszcza harmonijka i akordeon. "Co się z nami stało/ Że uschła dusza w nas/ Nasze życie to praca/ I wspomnienia sprzed dziesięciu lat" - śpiewa w "Obudź mnie" Gawliński. Scharakteryzowanie obecnych Wilków i ich nowej płyty tymi słowami byłoby krzywdzące, jednak trudno nie odnieść wrażenia, że zespół znalazł się na rozdrożu. 6/10 Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL! Zobacz teledyski Wilków na naszych stronach.