Przyjęło się sądzić - zwłaszcza po koncertowych szaleństwach Lady Gagi - że na występ popowej gwiazdy udajemy się po to, by zobaczyć wielki show, by zachwycić się efektami świetlnymi, wizualizacjami, strojami, układami choreograficznymi, scenografią i, oczywiście, samą gwiazdą, która w kolejnych numerach odgrywa coraz to nowe role. Koncert Madonny na Bemowie przypominał wykonywany na żywo wielki teledysk, był to swoisty spektakl rozgrywający się na kilku płaszczyznach. Jeśli przyjmiemy, że tak właśnie rozumiemy show, to na koncercie Shakiry niczego takiego nie było. Owszem, pod koniec posypało się z sufitu kolorowe konfetti, owszem, było kilka animacji na telebimach, a także trzy tancerki, ale to były tylko didaskalia dla tego występu, nie zaś jego treść. Przy braku scenografii i szalejących jak na karnawale w Rio świateł całą uwagę skupiała na sobie Shakira. Tylko w jednym momencie musiała podpierać się playbackiem (refren "She Wolf"), tak więc można wreszcie oficjalnie to powiedzieć - da się jednocześnie tańczyć i śpiewać. Da się. I nie ma że boli, Britney. Popis Shakiry to był popis w takim samym stopniu wokalny, jak i taneczny. Czasem przez kilka minut - jak w utworze "Ojos Asi" - mogliśmy podziwiać imponującą giętkość Kolumbijki i jej firmowy, zmysłowy taniec brzucha. Figury Shakiry doskonale dopełniały poszczególne numery, "rozmawiały" z nimi. Jej ruch naznaczony był wyjątkową, latynoską żywiołowością i nakręcał publiczność, która prawie po brzegi wypełniła Atlas Arenę. Zatrwożyłem się na początku, że nic z tej zmysłowości nie będzie, bowiem wokalistka wybiegła na scenę w kurtce. Ewidentnie było Shakirze zimno na początku, na szczęście z okazji przeboju "Whenever Wherever" pozbyła się kurtki z pożytkiem dla widowiska. Nota bene "Whenever Wherever" zostało zaprezentowane w interesującej, bardzo rockowej wersji. Jeśli już przy rocku jesteśmy - najciekawszym momentem wieczoru było wykonanie słynnej ballady Metalliki - "Nothing Else Matters". Kolumbijka, mimo że zrobiła to bardzo po swojemu, utworu w żadnym wypadku nie sprofanowała. Wyśpiewała go w towarzystwie okrojonej sekcji smyczkowej, gitary akustycznej i bębenków, które dodały do tego wykonania szczyptę latynoskiej duszy. Pozwoliła też pośpiewać publiczności, a trudno o piękniej brzmiącą frazę od chóralnie wyśpiewanego "...and nothing else matters". W czasie gdy jej konkurentki - Lady Gaga, Madonna, Britney Spears, Rihanna - ładują w oprawę swoich koncertów miliony dolarów, przywożą takie sceny i takie oświetlenie, że najstarsi inżynierowie cmokają z niedowierzaniem, Shakira wciąż stawia, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, na taniec i śpiew. Na struny głosowe i falowanie bioder. A przede wszystkim na przekazywanie swojej radości, swojego uśmiechu. Ja się uśmiechałem, obok mnie też się uśmiechali. Michał Michalak, Łódź Zobacz teledyski Shakiry na stronach INTERIA.PL