W spontanicznych zabawach z muzyką retro duet Plastic daje się ponosić fantazji, ale ta nie zawsze jest ich sprzymierzeńcem. Drugi album Agnieszki Burcan, tytułowanej polską Róisín Murphy, i Pawła Radziszewskiego to pop z ambicjami, na dodatek z wdziękiem penetrujący brzmienia lat 50., 60. i 70. Z głośników dobiegają dźwięki pogodne, oparte głównie o instrumenty klawiszowe i szalejące, rozbiegane gitary. Słychać, że Plastic z dużym entuzjazmem podchodzą do swoich utworów i to... czasem ich gubi. Euforia związana z tworzeniem tak bardzo rzuciła im się na mózgi, że zaczęło brakować pierwiastka perfekcjonizmu. Niektóre z piosenek przypominają radosne jam sessions, sprawiają jednak wrażenie niedorobionych, aż nazbyt spontanicznych. Wydaje mi się, że Burcan i Radziszewski po wpadnięciu na jakiś pomysł, tak bardzo się nim ekscytowali, że momentalnie rejestrowali go w postaci gotowego dziełka. Stąd utwory takie jak "Silly Girls", "Never Been Better" czy "What I Like" jakby nie okrzepły do końca, nie zostały dopieszczone, doszlifowane. Dlatego też nie zachwycają. Na drugim biegunie mamy piosenki "Night Butterfly", "Not So Sad Story", "Now Is The Time" czy dobrze znane "Lazy Day". Tutaj konstrukcja jest znacznie lepiej postawiona, jest zamysł, większa precyzja, dobrze pomyślane melodie i aranżacje. Bardzo fajnie wypada również cover Dire Straits - "Money For Nothing", który zamyka album. Plastic chcą zarażać słuchacza entuzjazmem, ale im bardziej zwalniają, tym lepiej im idzie. To bardzo pozytywny duet. Miło, że wyróżniają się na tle pozostałych popowych wykonawców, miło, że cieszą się tym, co robią, dlatego tym bardziej szkoda, że album "P.O.P." jest dziełem nieco dziurawym. 6/10 Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!