Na szerokie wody wypłynęła za sprawą przeboju "Fancy", nagranego z australijską raperką Iggy Azaleą. 1. miejsce na liście "Billboardu" i blisko pół miliarda wyświetleń klipu to wystarczający dowód na to, jak wielkim hitem stał się ten singel. To właśnie Charli XCX wymyśliła piorunująco chwytliwy refren "Fancy", trochę w stylu Gwen Stefani. Sprawdź tekst "Fancy" w serwisie Tekściory.pl! Ale brytyjska wokalistka działa w muzycznym show-biznesie już od kilku lat, i to mimo ledwie 22 wiosen na karku. Charlotte Aitchison, bo tak w rzeczywistości nazywa się młoda artystka, nagrywała niszowe wydawnictwa (których nikt nie kupował, jak sama dziś mówi) i pisała piosenki dla innych wykonawców. Spełnieniem marzeń była współpraca z Britney Spears, natomiast przełomem stworzenie hitu "I Love It" duetu Icona Pop. Charli XCX wydała właśnie swój trzeci solowy album i zarazem pierwszy, który ma szansę odnieść komercyjny sukces. Mowa o płycie "Sucker", promowanej singlami "Break The Rules" i "Doing It" (duet z Ritą Orą). Z 22-letnią Brytyjką spotkaliśmy się tuż przed jej występem w Kraków Arenie, gdzie poprzedzała Katy Perry. Michał Michalak, Interia: "Sucker" zadebiutował na 15. miejscu brytyjskiej listy bestsellerów płytowych. Nie najgorzej. Charli XCX: - A dziękuję. To chyba twoje najlepsze miejsce w karierze. - Jeśli chodzi o albumy, to tak. Podoba mi się w tej płycie to, że jest taka... bezczelna. Ile w tym jest kreacji, a ile ciebie? - To bardzo szczery, prawdziwy album. Nie stoi za nim żadna wymyślona postać. Nie ma tu sztuczności. Rzeczywiście taka jestem. Chciałam nagrać album, na którym wyśpiewuję wszystko, co mam w głowie, bez hamowania się, bez sięgania po autocenzurę. I właśnie taki jest "Sucker". Surowy i prosto z mojej głowy. Ten album to ja. Zaskoczyło cię to, że nawet alternatywne media, takie jak Pitchfork, pochlebnie zrecenzowały twoją płytę? - Nie zaskoczyło mnie to. Wywodzę się z tego świata, zwłaszcza jeśli mówimy o mojej pierwszej płycie. Co prawda nikt jej nie kupił, ale była ona głęboko zakorzeniona w alternatywie i ja też taka jestem. Moja muzyka zawsze była uczciwa i nigdy nie zawracałam sobie głowy miejscami na listach przebojów. Oczywiście super, że "Sucker" nieźle sobie radzi, ale to nie było moim celem. Tak jak wspomniałaś - "Sucker" to nie jest twoja pierwsza płyta. A mimo to wielu traktuje cię jak debiutantkę. Wkurza cię to? - Zdaję sobie sprawę, że wiele ludzi wciąż nie wie, kim jestem albo myślą, że właśnie wyskoczyłam znikąd. Ale nie przeszkadza mi to. Będą mieli co odkrywać. Kiedy oglądam wywiady z tobą, odnoszę wrażenie, że bardzo zależy ci na tym, by zdawano sobie sprawę, że sama potrafisz pisać piosenki, że nie jesteś tylko awatarem dla innych muzyków. Czy to oznacza, że czujesz się niewłaściwie klasyfikowana? - Tak, myślę, że bycie kobietą w świecie popu prowokuje stereotyp, że tylko stoję na scenie i wyśpiewuję piosenki, które ktoś włożył mi w usta. Dlatego za każdym razem staram się poprawiać tych, którzy tak mnie postrzegają. Ja naprawdę piszę swoje piosenki i jest to integralną częścią tego, kim jestem. Może problem nie dotyczy tylko kobiecej sceny pop, ale sceny pop w ogóle. Myślę, że tak samo postrzegani są Enrique Iglesias albo Ricky Martin. - Jasne, to uczciwe postawienie sprawy. Nadal sądzę, że kobiety mają trudniej i mocniej obrywają tym stereotypem, ale zgadzam się z tobą, że ten problem można przypisać do popu jako takiego. Słyszałem, że nagrałaś punkowy album, który trafił do szuflady. Czy ta niewydana nigdy płyta wpłynęła jakoś na brzmienie "Sucker"? - Nie wiem, czy można to nazwać albumem... To były punkowe utwory, które gdzieś tam sobie nagrałam. Ale tak, zainspirowały "Sucker" w tym sensie, że jest taki nieokiełznany i prowadzony przez gitary. Rzeczywiście słuchałam dużo punku - The Vibrators, Sex Pistols, The Ramones, Bow Wow Wow. Na pewno mnie to zainspirowało, ale od początku chciałam nagrać płytę popową, a nie punkową. Kim jest "sucker" ("frajer") z tytułowej piosenki? Śpiewasz wprost, żeby sp... - To nie jest tekst o związkach czy o konkretnym facecie. Myślałam raczej o muzycznym show-biznesie. To takie moje cyniczne spojrzenie na to zagadnienie. To piosenka dedykowana wszystkim, którzy twierdzili, że się do muzyki nie nadaję. Jesteś cyniczna na co dzień czy tylko w kwestii przemysłu muzycznego? - No zdarza mi się (śmiech). Dziś występujesz przed Katy Perry. Dla mnie to niesamowite, jak wiele razy pokazywano jej drzwi, zanim w końcu wypłynęła z "I Kissed a Girl". Czy doświadczenie odrzucenia było również twoim udziałem? - Może nie byłam odrzucona, ale na pewno dojście do tego, co jest teraz, zajęło mi dużo czasu. Rzeźbienie kariery to czasochłonne zajęcie. Ja zaczęłam występować i tworzyć muzykę w wieku 14 lat. - Myślę, że Katy to fantastyczna artystka i ciężko pracowała na swój sukces. Kumplujecie się? - Na pewno się znamy (śmiech). Kilka razy zdarzyło nam się razem gdzieś wyskoczyć. Jestem szczęśliwa, że mogę jej towarzyszyć w trasie. Znakomicie się bawię, choć to dopiero szósty show. Na razie idzie świetnie. Prawda to, że rozwaliłaś lustro podczas promocyjnej wizyty w Niemczech? - (śmiech) To nie było tak, że potłukłam je całkowicie. Raczej uderzyłam w kilka luster, kiedy byłam zestresowana. Co cię tak zirytowało? - Byłam zmęczona i znudzona. Tego dnia nie chciałam robić żadnego promo (śmiech). Ale i tak to zrobiłam. O tutejsze lustra możemy być spokojni? - Na razie żadnego jeszcze nie widziałam, więc myślę, że tak. Często tracisz nad sobą panowanie? - Denerwuję się tylko wtedy, kiedy mam dobry powód. Generalnie to jestem wyluzowana. Która ze Spice Girls była twoją ulubioną? - Kiedy byłam mała, najbardziej podziwiałam Baby Spice (Emma Bunton - przyp. red.). Zdecydowanie. Boysbandy ciągle są w grze, ale girlsbandy już nie za bardzo. Jak myślisz, dlaczego? - Nie wiem, wydaje mi się, że wytwórniom płytowym łatwiej jest sprzedać boysbandy dziewczynom wkraczającym w okres dojrzewania. Na odwrót jest trudniej. To właśnie młode dziewczyny kupują płyty. - Mimo to mamy przecież niesamowite... może nie girlsbandy, ale Haim to przecież świetny zespół. No tak, ale Haim nie są takim klasycznym popowym girlsbandem, z synchronicznym tańczeniem i tak dalej. - Jasne, oczywiście. Ty zresztą też występujesz głównie z kobietami. - Zgadza się. Potrafisz wyobrazić sobie siebie w girlsbandzie? - Tak! To byłoby jednak dość dziwne. Nazywałybyśmy się The Tampon Girls. Chwytliwe. Z tego co słyszałem, mogłabyś mieć poważne problemy z układami tanecznymi. - O tak. Na froncie tanecznym nie wyglądałoby to zbyt dobrze (śmiech). Jak lubisz imprezować? - Najlepsze są domówki. Bez dwóch zdań. Uwielbiam szampana, i wódkę też. No i musi być dobra muzyka. Zrobiłaś kiedyś imprezę w domu producenta Trevora Horna, a on o tym nic nie wiedział... - To prawda. Miałam z tego powodu straszne kłopoty. Dostałam zakaz wstępu, szlaban. Ale i tak było super. Dzień później, na kacu, napisałam piosenkę "Doing It", zainspirowaną tym przyjęciem. Wyniknęło więc z tego coś dobrego.