34-letnia brytyjska wokalistka Sophie Ellis-Bextor zdobyła sławę dzięki takim tanecznym hitom, jak "Murder On The Dance Floor" czy "Groovejet (If This Ain't Love)". Teraz obiera zupełnie inny kierunek, ale mostów za sobą nie pali. 20 stycznia ukaże się piąty studyjny album Sophie - "Wanderlust". Ostatnio wokalistka wzięła udział w brytyjskim odpowiedniku "Tańca z gwiazdami", w którym to programie ostatecznie zajęła 4. miejsce. Z Sophie Ellis-Bextor rozmawiał Michał Michalak. Twój nowy album już się prawie ukazał. Da się tego słuchać? Sophie Ellis-Bextor: - (śmiech) Oczywiście, że tak, jest cholernie dobry! Rzeczywiście, nie jest zły. Słychać na tej płycie wschodnioeuropejskie wpływy, skąd się one wzięły? - Głównie z moich podróży. Latałam do takich krajów, jak Polska, Ukraina, Litwa, Rosja. Bardzo zainteresowała i zainspirowała mnie atmosfera Europy Wschodniej. Mamy też sprzężenie zwrotne, bo z roku na rok jesteś coraz popularniejsza w Rosji. Z czego to wynika? - Myślę, że z kombinacji kilku czynników. Do tej pory specjalizowałam się w muzyce dance, która teraz ma tam swoje pięć minut. Również z tego powodu, że bardzo często tam koncertowałam, cały czas podtrzymywałam i zacieśniałam te więzy z rosyjską grupą fanów. Czy odejście od muzyki tanecznej na albumie "Wanderlust" można nazwać ryzykownym krokiem? - Na pewno jest to odejście od brzmienia, z którego byłam znana. Ale jeśli nawet jest to jakimś ryzykiem, to zdecydowanie warto było je podjąć. Czasami bardziej ryzykownym jest nic nie zmieniać. Można wtedy nieźle utknąć. No właśnie, wypracowałaś sobie wizerunek klubowej królowej. Czułaś, że staje się to dla ciebie obciążeniem? - Nie, absolutnie. Uwielbiam muzykę taneczną. Myślę, że w przyszłości do niej wrócę. Ale od czasu do czasu dobrze jest zrobić coś innego. "Young Blood" to rzeczywiście najbardziej intymna piosenka w twoim dorobku? - Na pewno jest szczera i wypłynęła prosto w serca. Napisałam kilka takich piosenek. Powiedzmy, że "Young Blood" mieści się w mojej osobistej czołowej piątce. Słyszałem, że po programie "Strictly Come Dancing" zostałaś brytyjskim narodowym "słodziakiem". Czy to prawda? - (śmiech) Nie jestem właściwą osobą, żeby to oceniać. Na pewno ludzie polubili mnie na tyle, że pozwolili mi zostać do końca programu. Czy poszłaś do programu, żeby odzyskać popularność? - Nie, zrobiłam to dla zabawy! Nie wiem, czy ktokolwiek robi to dla popularności - przecież taki program wymaga ogromnego nakładu pracy - musisz nauczyć się tańczyć, co nie jest wcale takie łatwe. Wydaje mi się, że biorąc udział w "Strictly Come Dancing" trzeba przede wszystkim chcieć tańczyć. Ja chciałam i nauka ta dała mi mnóstwo satysfakcji. Alex Turner z Arctic Monkeys powiedział niedawno, że granie wczesnych hitów to jak opowiadanie tego samego kawału 600 razy. Czy ty też czujesz to samo śpiewając np. "Murder On The Dance Floor"? - (śmiech) Wiesz co, ja akurat lubię powtarzać dowcipy. Jeżeli są zabawne, to opowiadam je cały czas. O ile ludzie za każdym razem reagują tak samo, nie mam z tym żadnego problemu. Z ręką na sercu - bardzo lubię wykonywać "Murder On The Dance Floor". Nie przepadam za śpiewaniem tego na próbach, bo wiem przecież, jak to leci, ale na koncertach - uwielbiam. W wywiadzie dla "The Telegraph" stwierdziłaś, że patrzenie na Lady Gagę jest dla ciebie męczące, i że ona sama wygląda na zmęczoną... - Dziennikarz przekręcił moje słowa. Powiedziałam tylko, że gdybym ja miała robić to, co ona, byłabym wyczerpana. Nic do Lady Gagi nie mam, szanuję ją jako artystkę. Ty z kolei wydajesz się być kobietą raczej wycofaną i zdystansowaną. Czy były takie sytuacje, że wywierano na ciebie presję, naciskano, byś była bardziej ekstrawertyczna, agresywna czy szalona? - Tak. I wydaje mi się, że na początku kariery nieco flirtowałam z takim wizerunkiem. Zawsze potrzeba trochę czasu, by zrozumieć, jak chcesz, by cię postrzegano, z czym czujesz się komfortowo, a z czym już nie... Po krótkim okresie eksperymentów uspokoiłam się. Masz na ramieniu ten piękny tatuaż (serce z napisem "Rodzina"). Rodzina jest najważniejsza? - Tak. W mojej definicji rodziny mieszczą się nie tylko mąż, dzieci, rodzice i tak dalej, ale także moi przyjaciele. Dodam, że jestem bardzo lojalną osobą - mam ciągle te same przyjaciółki od 11. roku życia. Ile zdjęć swoich synów masz w telefonie? - Poczekaj, zaraz ci powiem... Ile ja ich tu mam... O, 2100. Tyle. 2100, nieźle. Dzięki za rozmowę, mam nadzieję, że zobaczymy cię niebawem w Polsce. - Bardzo chętnie tu wrócę!