Oficjalnie Harry Styles jest lojalnym członkiem One Direction i nigdzie się nie wybiera. Gdyby ktoś nie nadążał za gwiazdami młodego pokolenia - One Direction z Wielkiej Brytanii (i Irlandii) to najpopularniejszy boysband na świecie, mający miliony fanów, sprzedający miliony płyt i wyprzedający koncertowe areny w kilka minut. W przeszłości nieraz boysband stawał się trampoliną do solowej kariery - znakomitymi przykładami są tu Justin Timberlake z 'N Sync (jak to dziś brzmi!), Robbie Williams z Take That czy Ronan Keating z Boyzone. I podobnie będzie z Harrym Stylesem, nawet jeśli sam zainteresowany solennie zaprzecza, czy w najlepszym razie kryguje się. Ale wystarczy zapytać Simona Cowella - twórcę programu "X Factor" i właściciela wytwórni Syco - który One Direction stworzył i wypromował. "To nie jest tak, że zespoły występują razem przez całe życie. Myślę, że usłyszymy jeszcze dwa albumy One Direciton" - mówił Cowell jeszcze przed wydaniem płyty "Four" z listopada 2014 r. Zapytany wprost o solową karierę Harry'ego Stylesa odpowiedział: "Myślę, że każdy z nich zostanie w przyszłości solowym artystą". Warto przypomnieć, że członkowie One Direction to nie przyjaciele z dzieciństwa, tylko chłopcy, którzy poszli do "X Factor" jako samodzielni wokaliści. Dopiero w programie zrobiono z nich zespół. Harry Styles musi odgrywać rolę wiernego żołnierza 1D - tak fani zapisują nazwę grupy - ponieważ każdy przejaw wywyższania się ponad kolegów mógłby zostać fatalnie odebrany przez 12-letnich sympatyków płci żeńskiej. A uruchamianie kariery z łatką zdrajcy nie byłoby zbyt korzystne z PR-owego punktu widzenia. Skąd jednak nasze przekonanie, że to właśnie Harry Styles pójdzie w ślady Justina Timberlake'a, a nie Niall Horan, Liam Payne, Zayn Malik czy Louis Tomlinson? Znajdźcie sobie na YouTube dowolny występ One Direction i zobaczcie, co dzieje się, gdy do mikrofonu podchodzi akurat Harry Styles. Kudłaty wokalista w rozpiętej na pięć guzików koszuli jest po prostu największą gwiazdą tej grupy - uchodzi za najprzystojniejszego, najbardziej charyzmatycznego i, podobno, również najbardziej utalentowanego. To nie przypadek, że Harry Styles coraz częściej współtworzy utwory dla innych artystów takich jak Ariana Grande czy Gavin DeGraw. Ostatnio nagrał również duet z Meghan Trainor, znaną z przeboju "All About That Bass". Premiera piosenki dopiero przed nami. Widzimy więc, że z biegiem miesięcy Harry Styles coraz wyraźniej zaznacza swoją artystyczną autonomię, pozostając jednak lojalnym wobec One Direction. Aczkolwiek jest to lojalność bardzo specyficznie pojmowana. Często zdarza się na galach i w wywiadach, że Styles kradnie show swoim kamratom. Jak choćby podczas odbierania statuetki na Brit Awards 2014, kiedy to nie pojawił się na scenie obok wywołanych kolegów, rzekomo robiąc w tym czasie... siku. Gdy w trakcie podziękowań wparował na estradę i wyjaśnił przyczynę nieobecności, publiczność zrywała boki, a on znów był w samym centrum wydarzeń. Zauważcie też, jak w trakcie talk-shows siada najbliżej innej zaproszonej gwiazdy, by podejmować z nią różne zabawne interakcje - ot, choćby przytulanki z sir Ianem McKellenem u Grahama Nortona. Reszta zespołu mogła się tylko temu przyglądać i robić dobrą minę do złej gry. Sprawdzamy dalej - niedawny program Jimmy'ego Fallona. Czterech członków 1D w czarnych ubraniach. Harry Styles w kremowej koszuli. Kto siedzi najbliżej prowadzącego? Oczywiście Harry Styles. Gdy z One Direction w tegorocznym finale brytyjskiego "X Factor" gościnnie wystąpił Ronnie Wood, Harry Styles bardzo zręcznie przesunął się tak, by śpiewać najbliżej Stonesa. Rzecz jasna, to właśnie Styles zapowiedział jego wejście na scenę. W One Direction jest pięciu wokalistów, ale świat zdaje się kręcić wokół jednego z nich. Niekoniecznie musi to być przejaw jego megalomanii, może to być z góry zaplanowana strategia speców od wizerunku 1D i Harry'ego. Solową karierę Harry'ego Stylesa przesądza właśnie wizerunek, jaki udało mu się w ciągu tych kilku lat zbudować. To image seksualnego predatora i przyjaciela gwiazd. Odnośnie pierwszego - w tabloidowych publikacjach Styles przedstawiany jest jak prawdziwa gwiazda rocka, która sypia z tabunami fanek i celebrytek. Można by wydać opasłe tomisko o łóżkowych wyczynach 20-latka, gdyby tak zebrać wszystkie artykuły na ten temat. Odnośnie drugiego - Harry kumpluje się m.in. z Davidem Beckhamem, modelką Clarą Delevigne, również modelką Rosie Huntington-Whiteley, a gdy przebywa w Los Angeles, to chodzi na kolacje z Johnnym Deppem. No i spotykał się z Taylor Swift. Styles bardzo głęboko wsiąknął w świat artystów i celebrytów. Na tyle głęboko, że już nie ma odwrotu. Musi tam zostać. Pewnie na lata.