Gdyby zgłosili się do "Idola", wyrzucono by ich po dwóch zaśpiewanych wersach. Elżbieta Zapendowska złapałaby się za głowę, Jacek Cygan nie zdążyłby ułożyć w głowie bon motu, a Kuba Wojewódzki z pewnością powiedziałby do nich coś śmiesznego o seksie. Gdyby przyszli do "Szansy na sukces", przybiliby piątkę z Wojciechem Mannem, inteligentnie opowiedzieliby o tym i owym, może nawet zostaliby maskotkami odcinka. Ale na wyróżnienie nie mieliby raczej szans. To jednak właśnie oni potrafią porywać tłumy, gdy tymczasem inni - perfekcyjnie trafiający w dźwięki adepci - bezskutecznie pukają do bram show-biznesu. Brzydki, lecz piękny Mick Jagger to fenomen w każdym calu. Choć jego uroda od lat jest pretekstem do drwin, na brak pięknych kobiet u swego boku nigdy nie mógł narzekać. Ba, zdarzało się, że figurował w rankingach najseksowniejszych mężczyzn świata. Usta Micka - przepraszam czytelników za drobiazgowość - wśród fanek The Rolling Stones (i nie tylko!) miały status porównywalny z ustami Angeliny Jolie. Piszę o tym dlatego, że analogicznie ma się sprawa z wokalem Jaggera. Rozpiętość jego skali można porównać z odległością między jednym koralikiem naszyjnika a drugim. Barwa? Nie zawstydza ani Toma Waitsa, ani Barry'ego White'a, ani nawet twojego brata. Trudno jednak przecenić wkład Jaggera, i oczywiście pozostałych Stonesów, w historię muzyki rockowej. Czy ktoś wyobraża sobie ten zespół bez słynnego wokalisty? Zobacz Micka w akcji: Barwa razy błąd Wybitnie trudne życie mają wokaliści o charakterystycznej barwie głosu i przeciętnych umiejętnościach. "Siła razy błąd" - tak Włodzimierz Szaranowicz opisywał ryzyko, przed którym stają narciarscy skoczkowie o wielkiej mocy w nogach. Gdy trafiają w próg - odlatują wszystkim, gdy im się to nie udaje - spadają znacznie szybciej niż pozostali. Podobnie jest z oryginalną barwą wokalu. Gdy obdarzony takową frontman "przestrzeli", słyszymy to trzy razy bardziej, niż gdy nie trafia w dźwięk Mick Jagger. Dlatego Anthony Kiedis z Red Hot Chili Peppers musi utrzymywać pełną koncentrację przez cały koncert, bo jego słabsza dyspozycja może skutkować wokalną katastrofą. Jego głosu nie pomylimy z żadnym innym. Gdy go trzyma w ryzach, słucha się go z przyjemnością. Kiedy jednak zafałszuje... ratuj się, kto może. Ale znów trzeba to powtórzyć - jest nie do zastąpienia. Choć z "Papryczek" odszedł znakomity gitarzysta John Frusciante, to jednak brak Kiedisa byłby końcem tego zespołu. Zobacz Anthony'ego w akcji: Za mało wódki James Hetfield z Metalliki śpiewał przepięknie pod koniec lat 90., kiedy to na poważnie uzależnił się od alkoholu. Gdy kilka lat później przestał pić, jego wokal bywał momentami karykaturalny. Nie pozostało prawie nic z jego głębokiej barwy, chrypa stawała się coraz bardziej wymuszona, skala zmniejszyła się radykalnie. By nie bawić się w eufemizmy - bywało, że Hetfield brzmiał po prostu jak zarzynana [tu wstaw dowolne zwierzę hodowlane]. Gwałtowny spadek możliwości sprawił, że James zaczął śpiewać bardzo asekuracyjnie, przez co dużo mniej emocjonalnie. Choć na albumie "Death Magnetic" wciąż było bardzo przeciętnie pod względem wokalnym, trasa koncertowa promująca tę płytę momentami zwiastowała już powrót Hetfielda do formy sprzed lat. Oby tak się stało, bo różnica między dawnym Jamesem a późniejszym była ogromna. James w czasach, gdy jeszcze brzmiał świetnie: Głos rzeźbiony przez życie Przebojów, które na zawsze kojarzyć będą się z głosem Janusza Panasewicza jest mnóstwo, a wiele z nich można śmiało nazwać klasykami i takimi pozostaną za 10, 20 czy 30 lat. Nie zmienia to faktu, że wokalista łączy w sobie rozpiętość skali Micka Jaggera i historię mocnej obniżki formy Jamesa Hetfielda. Jego solowa płyta "Panasewicz" wszystkie te braki obnażyła. Tak jak mówimy o twarzach, że są rzeźbione przez życie (i wiatr), tak samo można podsumować podniszczony śpiew Panasewicza, w którym słyszymy trzy dekady spędzone na rockowej scenie. Choć wokalny talent frontmana Lady Pank nie przebija średniej dla barów karaoke, zazwyczaj słucha się go... przyjemnie. Duża w tym z pewnością zasługa utworów komponowanych przez Jana Borysewicza. Panasewicz w przeboju "Zamki na piasku": Sepleni. I co z tego? Która szkoła muzyczna pozwoliłaby człowiekowi z tak poważną wadą wymowy śpiewać na scenie? Na szczęście Muniek Staszczyk takimi drobiazgami jak seplenienie wcale się nie przejmował, z doskonałym skutkiem dla polskiej sceny rockowej. Staszczyk ma to szczęście, że dysponuje naturalną chrypą, która w połączeniu z rockową ekspresją doskonale przykrywa jego ułomności techniczne. Ale nawet w balladowym wydaniu (np. w "Jest super") Muniek potrafi tak zaśpiewać, żeby słuchacz nie myślał o jego wokalnych brakach, a skupił się na treści piosenki. Można więc powiedzieć, że Staszczyk bardzo inteligentnie wykorzystuje skromne zasoby otrzymane od natury. "Autobusy i tramwaje" - posłuchaj: Słowo klucz - charyzma Tu nie ma zaskoczenia, rozwiązanie tej zagadki było chyba oczywiste dla każdego czytelnika już od pierwszego przykładu. To, co wyróżnia wymienionych frontmanów, to charyzma, której nie da się zastąpić wokalną perfekcją. Oczywiście, bywali artyści, jak Freddie Mercury, którzy łączyli jedno i drugie. Ale czy to ujmuje cokolwiek Mickowi Jaggerowi? Obaj mają zapewnione miejsce w historii. Charyzma pozwala wokalistom łapać znakomity kontakt z publicznością, a także inspirować kolegów z zespołu. To, że zafałszują kilka razy, nie zmieni tego, że potrafią przekazać widzowi cały ładunek emocjonalny zawarty w piosence, że są w stanie uwieść tymi emocjami tłumy. Nie zapominajmy też, że słabi wokalnie frontmani bywają jednocześnie zdolnymi tekściarzami (jak większość wyżej wymienionych) czy instrumentalistami (jak Hetfield). Happy end Jak wynika z powyższego, w śpiewaniu wcale nie chodzi o barwę, skalę, tonację, przeponę, dykcję itd. Można nawet powiedzieć, że w śpiewaniu wcale nie chodzi o śpiewanie. Historia rocka narzuciła następującą hierarchię: najpierw charyzma i emocje, potem dopiero nuty, a potem cała reszta. Michał Michalak Czytaj blog "Język elit" Michała Michalaka