W połowie kwietnia Honey wydała swój drugi album, zatytułowany "Million" (przez dwa "l", żeby było bardziej po angielsku), a następnie ruszyła w trasę koncertową o dość osobliwej nazwie "My Name Is Million Tour 2013". Nowy album promowany jest singlem "Nie powiem jak", do którego zdjęcia były kręcone na Teneryfie. Z wokalistką rozmawiał Michał Michalak. Podobno na Teneryfie było strasznie. Honorata "Honey" Skarbek: - (śmiech) Strasznie nie było, natomiast rzeczywiście mieliśmy przygody związane z podróżą na Teneryfę. Z trzech zaplanowanych na kręcenie klipu dni zostało nam półtora. Musieliśmy się sprężać, żeby zdążyć wszystko nagrać. Te przeszkody wynikały z tego, że mieliśmy opóźnione i odwołane loty, musieliśmy zostać jeden dzień w Barcelonie. Sprawdź tekst "Nie powiem jak" w serwisie Teksciory.pl! Potem był telefon. - Byłam na lotnisku, miałam wracać z Teneryfy do Warszawy, kiedy zadzwonił do mnie menedżer, który poinformował mnie, że gram support przed Justinem Bieberem już za dwa dni. To była duża niespodzianka. Brzmi jak kolejny powód do zestresowania się. - Dokładnie. Dla mnie to był duży stres. Mieliśmy mało czasu, żeby przygotować 30-minutowe show z tancerzami, z DJ-em itp. Natomiast była to taka niespodzianka i takie zaskoczenie, że wynagrodziło mi wszystkie nerwy z Teneryfy. - Takie jest moje życie - zawsze dzieje się bardzo dużo, trochę tych stresów jest, zdążyłam się już na to wszystko nieco uodpornić. Lubię podejmować fajne wyzwania. Fanki Justina Biebera zazdroszczą ci, że byłaś tak blisko ich idola? - Na początku tak, zwłaszcza kiedy mój występ został ogłoszony. Na szczęście po koncercie odbiór się zmienił. Osoby, które nie były przekonane, które nie były zadowolone z wyboru supportu, zmieniły zdanie, co uznaję za taki swój mały sukces. Miałam okazję przekonać do siebie wiele osób. W Łodzi było kilkanaście tysięcy widzów. - Miałam takie szczęście w życiu, że występowałam już przed większą publicznością, nawet na Euro, gdzie było 90 tys. osób w Warszawie, na różnych festiwalach, gdzie było po 60 tys. osób, także myślę, że jeszcze niejedna okazja się nadarzy. Co w takim razie chciałabyś osiągnąć? - Chyba nie mam jednego konkretnego celu, do którego chciałabym dojść. Wystarczy mi, jeśli nadal będę mogła robić muzykę, nagrywać piosenki i trafiać do jak największej liczby odbiorców. Co mi los przyniesie, przyjmę z otwartymi rękoma. Mam nadzieję, że będą to same dobre rzeczy. Grasz dzisiaj dwa koncerty. To zupełnie jak Feel w latach świetności. - (śmiech) Tak, jestem teraz w samochodzie i na te koncerty jadę (rozmawiamy 30 kwietnia - przyp. aut.). Rzeczywiście dużo tych występów się szykuje. Bardzo się cieszę, że znowu znajdę się na scenie. W zeszłym roku również koncertowałam w sezonie letnim. Dzisiejszy koncert otwiera letnią trasę "My Name Is Million Tour". - Bardzo lubię być w trasie, jeździć, podróżować, a szczególnie kontakt z ludźmi i bycie na scenie. Podejrzewam, że takie tempo wymaga co najmniej poprawnej kondycji fizycznej. Dbasz o nią jakoś szczególnie? - Tak się złożyło, że w tym roku zaczęłam chodziła na siłownię i myślę, że będzie to miało fajne odzwierciedlenie, jeśli chodzi o to, o czym mówisz. Jestem przygotowana. Tytuł twojej płyty to "Million". Milion czego? - Tytuł można interpretować na wiele sposobów. Natomiast dla mnie jest to milion sytuacji, które miałam okazję przeżyć przez ostatnie trzy lata, kiedy to znalazłam się w obiegu muzycznym, milion uczuć, milion ludzi, których poznaję. Jestem osobą strasznie emocjonalną, która wszystko mocno przeżywa, dlatego podczas tworzenia tej płyty było we mnie milion emocji, milion słów, milion dźwięków. To wszystko złożyło się w jedną całość, stąd ten tytuł. A propos albumu - nasz użytkownik pyta: "Czemu nie zdecydowałaś się na nagranie płyty w całości po polsku, albo w całości po angielsku"? - Debiutancką płytę nagrałam tylko w języku angielskim i pojawiło się mnóstwo głosów, że powinnam zaśpiewać po polsku. A ja z kolei bardzo chciałam zrobić parę numerów po angielsku. Dlatego zdecydowałam się na taki konsensus i zrobiłam płytę mieszaną. Twoja płyta zadebiutowała właśnie na 39. miejscu polskiej listy bestsellerów. Jak odbierasz ten wynik, czy liczyłaś na więcej? - Nawet nie wiedziałam. Super, dla mnie to jest ogromne wyróżnienie. Moja poprzednia płyta w pierwszym notowaniu zaraz po premierze w ogóle nie znalazła się w zestawieniu. Szczerze mówiąc, nie jestem osobą, która jest skoncentrowana wyłącznie na sprzedaży i liczbach. Inne wartości są dla mnie ważne. Natomiast cieszę się z tego wyniku i mam nadzieję, że płyta będzie się sprzedawać jak najlepiej. Sprawdź tekst "Lalalove" w serwisie Teksciory.pl! Na twoim blogu czytam: "Piszę swoje piosenki, wymyślam melodie, harmonie, nadzoruję powstawanie produkcji, miksu i masteringu, piszę scenariusze do swoich teledysków, sama dobieram stylizacje, wymyślam sesje zdjęciowe". Czy w świetle powyższego nazwałabyś siebie artystką? - Wydaje mi się, że na to określenie trzeba naprawdę zasłużyć. Ja mogę powiedzieć, że sama nigdy bym siebie tak nie nazwała. Jestem bardzo samokrytyczna. Na pewno marzę o tym, aby zasłużyć sobie na miano artystki. Sporo emocji wywołała twoja wypowiedź w "Dzień dobry TVN", gdzie nazwałaś własnych fanów "targetem". Czy traktujesz to jako swoją wpadkę? - Nawet nie wiedziałam, że wywołało to jakiekolwiek emocje... Zostało to odebrane jako dość bezduszne i takie biznesowe potraktowanie sympatyków. - Pierwszy raz o tym słyszę, jestem zaskoczona... Używając słowa "target", miałam na myśli część odbiorców, do których trafiam. W żaden sposób nie uważam, żeby to było bezduszne określenie. To takie bardziej zawodowe nazewnictwo i bardziej zawodowe podejście do sprawy, które nie wyklucza tego, że mam do moich fanów ogromny szacunek i zawdzięczam im bardzo, bardzo wiele. To kto jest twoim targetem? - Obserwując mojego bloga i widząc, jakie osoby przychodzą na moje koncerty, mogę powiedzieć, że mają tak od 12 do 20 lat. Wyczytałem na twoim blogu, że zamierzasz odbudować swoje życie prywatne. Aż tak źle z nim było? - Źle nigdy nie było. W ogóle nie lubię nazywać jakichkolwiek sytuacji w moim życiu "złymi". Wiadomo, że kiedy pracowałam nad płytą i poświęcałam się temu w stu procentach, kiedy kręciłam najpierw teledysk do "Lalalove", a później do "Nie powiem jak", miałam mnóstwo wyjazdów. To życie prywatne jakoś tam podupadło, bo nie mogłam sobie wychodzić ze znajomymi. Teraz kiedy już wystopowałam, zwolniłam, kiedy płyta i teledyski są w obiegu, doszłam do wniosku, że muszę zacząć trochę wychodzić. W wieku 20 lat widziałaś już z pół świata. Gdzie najbardziej chciałabyś wrócić? - Wydaje mi się, że do Nowego Jorku, do Stanów. Zakochałam się w Nowym Jorku. Bardzo podobało mi się również na Karaibach, ale to zupełnie inny klimat, bardziej wakacyjny. Zatem w przyszłości przeprowadzka do Nowego Jorku? - Nie lubię wybiegać tak daleko. Chciałabym na pewno spróbować. Nie jest to jednak ani moje marzenie, ani mój cel. Jeśli się tak stanie, będzie to spontaniczna decyzja. Ale na pewno tam wrócę. Nadal pobierasz lekcje śpiewu, czy już przestałaś? - Cały czas chodzę na lekcje śpiewu do różnych nauczycieli, których po drodze poznaję, czy których ktoś mi poleca. Staram się cały czas doskonalić swój poziom. No i jak oceniasz swoje aktualne umiejętności? - Nie porównuję się z innymi wokalistkami, nie lubię siebie oceniać, można to zostawić odbiorcom. Natomiast czytałam, że na nowej płycie słychać progres w stosunku do tego, co było w debiucie. Jeśli rzeczywiście to jest słyszalne i zauważalne, to jest mi bardzo miło, że mały krok do przodu zrobiłam. Będę starać się robić te kroki jak najczęściej i jak najdłuższe. Z kim chciałabyś zaśpiewać w wymarzonym duecie? - Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Natomiast zawsze chciałam nagrać jakiś duet i na płycie "Million" jeden taki duet się znajduje. Jest to piosenka "The Real Me", którą nagrałam z Ewą Pac - Ewa rapuje tam w języku angielskim i robi to naprawdę fenomenalnie. Poznałam się z tą dziewczyną właśnie na zajęciach śpiewu w Warszawie. To mój pierwszy oficjalny duet. No dobra, ale wyobraź sobie, że masz możliwość zaproszenia do duetu kogo tylko chcesz. - Może z racji niedawnego supportu i tego, że wartości Justina Biebera schodzą się z moimi wartościami - te hasła, które on głosi: nigdy nie mów nigdy i że trzeba zawsze wierzyć w swoje marzenia - myślę, że byłby to właśnie on.