Opozycja w odpowiedzi zarzuciła większości parlamentarnej, w której główną rolę odgrywa prezydencka Partia Regionów, sabotowanie porozumienia na rzecz uregulowania kryzysu w kraju. Posiedzenie zamknięto po ok. 20 minutach. Obrady będą kontynuowane w środę.- Kancelaria Rady Najwyższej nie rejestruje żadnych naszych dokumentów. Większość (parlamentarna) gra na zwłokę, by temperatura konfliktu wzrastała. Rozumiejąc, że w parlamencie nic się nie decyduje, pojechałem dziś na rozmowy do prezydenta. Powiedział mi, że opracowanie reformy konstytucyjnej może zająć pół roku - oświadczył jeden z przywódców opozycji Witalij Kliczko. - Tak wiele czasu nie mamy. Jestem przekonany, że kwestia ta musi być rozwiązana bardzo szybko - powiedział. Opozycja uważa, że dla uregulowania kryzysu na Ukrainie należy przywrócić konstytucję w kształcie z 2004 r., zgodnie z którą w państwie tym obowiązywał system parlamentarno-prezydencki. W 2010 r., gdy do władzy doszedł Wiktor Janukowycz, <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-trybunal-konstytucyjny,gsbi,24" title="Trybunał Konstytucyjny" target="_blank">Trybunał Konstytucyjny</a> uznał, że zmiany ograniczające władzę prezydenta na rzecz parlamentu zostały uchwalone w 2004 r. wbrew procedurom. Trybunał orzekł, wówczas że na Ukrainie przywraca się konstytucję z 1996 roku. Ukraina przekształciła się tym samym z powrotem w państwo z systemem prezydencko-parlamentarnym. Na Ukrainie trwa od listopada kryzys polityczny po odmowie podpisania przez prezydenta Janukowycza umowy stowarzyszeniowej z UE. Po użyciu siły przez władze początkowo pokojowe protesty przemieniły się w antyrządowe zamieszki z żądaniem dymisji prezydenta. Z Kijowa Jarosław Junko