Dowódca został zatrzymany na dwa miesiące na wniosek prokuratury wojskowej. Komar twierdzi, że nie zdezerterował, lecz wycofał się wraz z podwładnymi, ponieważ brakowało im amunicji i nie mieli też odpowiedniej broni. Batalion zdecydował się również na powrót ze wschodu kraju, gdzie walczył z prorosyjskimi separatystami, do swojej bazy w Iwano-Frankowsku na zachodzie Ukrainy. "Prokuratura Wojskowa Regionu Południowego prowadzi śledztwo przeciwko żołnierzom batalionu obrony terytorialnej 'Prykarpattia', którzy samowolnie opuścili pozycje bojowe w strefie operacji antyterrorystycznej" - głosi komunikat. Wcześniej administracja obwodowa w Iwano-Frankowsku opublikowała pismo Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, z którego wynika, że zgodę na wyjście "Prykarpattia" ze strefy walk wydał szef sztabu generalnego ukraińskich sił zbrojnych. W środę Witalij Komar oświadczył, że prokuratura wojskowa zmuszała go do podpisania dokumentów, zgodnie z którymi w skład jego batalionu wchodziło 14 transporterów opancerzonych, a które - jak naciskała prokuratura - miał stracić w czasie walk. Batalion "Prykarpattia" utrzymuje, że jego żołnierze nie posiadali żadnego sprzętu bojowego prócz starych autobusów szkolnych, którymi wyjechali z miejsca, gdzie toczyli walki z separatystami. Z Kijowa Jarosław Junko