Chodziło o rekonstrukcję tragicznych wydarzeń. Główna sprawa to pytanie, dlaczego tak wiele godzin minęło, zanim ratownicy udzielili pomocy rannym i tym, którzy się schowali przed terrorystami. O to mają pretensje rodziny ofiar. Szef strażaków, najsprawniejszych we Francji służb śpieszących z pomocą, odpowiadając na pytanie, dlaczego natychmiast nie wkroczono do teatru Bataclan, by nieść rannym pomoc, porównał to do sytuacji żołnierza rannego w okopach w czasie wojny w 1916 roku: wiadomo, gdzie jest; wiadomo, że odniósł obrażenia, ale czy w takiej sytuacji, pod ostrzałem, można ryzykować życie innego człowieka dla jego ratowania? I odpowiadając samemu na to pytanie uznał, że to skomplikowana sprawa. Deputowany z prawicowej opozycji Claude Lelouche zadał krótkie, ale dramatyczne w swym wyrazie pytanie, zastanawiając się nad tym, ile czasu potrzeba, by człowiek ranny kulą terrorysty umarł. To było pytanie retoryczne. Parlamentarzyści doszli do wniosku, że trzeba opracować plan szybszego reagowania, a pracowników pogotowia szkolić tak jakby szli na wojnę.