Mieszkańcy Nicei do późnych godzin nocnych gromadzili się na promenadzie, gdzie doszło do zamachów. Składali kwiaty, zapalali znicze. Wcześniej odbyła się msza święta ku pamięci ofiar. Tymczasem na francuskiej scenie politycznej jedność trwała bardzo krótko. Opozycja zaczęła otwarcie obwiniać rządzących o brak odpowiednich środków bezpieczeństwa. - Nie będę ukrywał, że jest we mnie wiele złości - jak mogło do tego dojść w kraju, w którym jest stan wyjątkowy? - mówił w telewizji BFMTV Christian Estrosi prezydent regionu Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże. Szef MSW Bernard Cazeneuve odpierał zarzuty mówiąc, że zerowe ryzyko ataku nie istnieje. Prezydent Francois Hollande podczas wizyty w Nicei apelował zaś o jedność. - To o jedność i siłę dziś proszę, by pokazać tym, którzy chcą nas zniszczyć, że możemy ich pokonać - mówił Hollande. Na razie nie wiadomo, czy napastnik z Nicei działał sam czy na zlecenie grupy dżihadystów. Francuskie służby nie uznawały go za potencjalnego terrorystę.