Kraków, Gdańsk, Kielce czy Szczecin - wyniki drugiej tury wyborów samorządowych 2018 wyraźnie pokazują, że Prawo i Sprawiedliwość przegrało walkę w dużych miastach. Okazuje się jednak, że poniosło porażkę również w mniejszych miejscowościach, w których do tej pory sprawowało rządy. - Zjawiska, które były widoczne już w pierwszej turze wyborów samorządowych, nie osłabły, tylko się nasiliły. Mobilizacja anty-PiS nie była jednorazowa i wygląda na generalne, strategiczne przesunięcie. To stanowi bardzo poważny problem partii rządzącej w stosunku do jej aspiracji i wyobrażeń, ale PiS nie przyjmuje tego do wiadomości. Być może jest jeszcze w szoku - komentuje wyniki wyborczej dogrywki dr hab. Jarosław Flis. Fiasko również w mniejszych miastach Socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwraca uwagę, że istotna jest skala porażki, jaką poniosła partia rządząca. - W wielu miejscowościach nastąpiła obniżka względem wyborów samorządowych 2014, co nie jest szczególnie korzystną wróżbą, a przecież notowania PiS wyraźnie wzrosły, patrząc na wybory sejmowe - wskazuje ekspert. Jak dodaje, bardzo ważne w tym kontekście są wyniki m.in. w Nowym Sączu, Siedlcach, Ostrołęce, czy Białej Podlaskiej. - Na tych przykładach widać, że PiS poniosło bolesną porażkę w miastach w przedziale 50-100 tys. mieszkańców, gdzie miało władzę w poprzednich wyborach. Z dziesięciu największych miast, w których partia Jarosława Kaczyńskiego wygrała w 2014 roku, udało się utrzymać władzę tylko w trzech - wylicza dr hab. Jarosław Flis. - Nie sprawdza się więc już nawet opowieść, że Polska dzieli się na tę "prawdziwą" - na południowym-wschodzie i tę "wątpliwą" - na północnym-zachodzie. Trzeba mieć naprawdę dużo elastyczności umysłowej, by taką serię porażek przedstawić jako sukces - dodaje. "To porażka tego, kto zatwierdził samobójczą misję" Zdaniem eksperta, w wyborach samorządowych 2018 nie sprawdziła się strategia, w której to prezes PiS ostatecznie decyduje o kandydaturach w poszczególnych miastach. - To jest przegrana Jarosław Kaczyńskiego, a nie młodych kandydatów. To, że się kogoś wyśle na samobójczą misję, to nie jest porażka kandydata, ale tego, kto tę samobójczą misję zarządził - uważa dr hab. Jarosław Flis. - Widać tu próby zrzucenia winy na kandydatów, którzy "dopiero się ostrzeliwują" albo na błędy w kampanii wyborczej. Są to jednak bardzo wątpliwe wyjaśnienia. Przyczyną porażki jest strategiczny plan, by w oparciu o większość sejmową podgrzać konflikty i ustawić to jako wojnę "PiS kontra reszta świata". Takie starcie można bardzo łatwo przegrać. Nawet, jeśli PiS jest największą partią, to widać, że ze swojej wielkości nie potrafi wyciągnąć żadnych korzyści w walce o urzędy włodarzy - ocenia socjolog. "Zwycięzcą jest równowaga" Jak podkreśla ekspert z Uniwersytetu Jagiellońskiego, jedynym zwycięzcą tegorocznych wyborów samorządowych jest... równowaga. - Wszyscy ci, którzy myśleli, że zostanie ona w jakiś wyraźny sposób zaburzona, nie znajdą poważnych argumentów. Równowaga zwyciężyła już w pierwszej turze, a w dogrywce PiS nie było w stanie dorzucić żadnych odważników na swoją szalę - komentuje dr hab. Jarosław Flis. - Prawo i Sprawiedliwość zdobyło ważne pozycje w samorządach. W wyborach sejmikowych i powiatowych zdobyło pozycję adekwatną do społecznego poparcia, ale nie znaczy to, że ta pozycja jest szczególnie mocna. Spektakularne porażki, łącznie z takimi miejscowościami jak Nowy Sącz czy Kielce, na pewno utrudnią negocjacje w sprawie ewentualnych koalicji. Także te, które sprowadzają się do korupcji politycznej - wyciągania ludzi z innych ugrupowań w zamian za stanowiska dla nich, czy ich rodzin. Ostatecznie PiS powiększyło swój stan posiadania, jeśli chodzi o samorząd wojewódzki i powiatowy, natomiast w przypadku samorządów gminnych ewidentnie zrobiło krok w tył - podsumowuje socjolog.