Profesor Mączyński przekonuje, że zarzuty pod adresem PKW były bezzasadne. Pomimo tego postanowił złożyć dymisję - podobnie jak pozostali członkowie PKW. "Pojawiły się wobec Komisji poważne zarzuty. W tym te, że sfałszowaliśmy wybory, choć przecież PKW nie zajmuje się liczeniem głosów ani też nie przeprowadza wyborów do organów samorządu terytorialnego" - powiedział "Dziennikowi Polskiemu". Profesor Mączyński zauważa również, że krytykowana za wadliwe działanie systemu informatycznego PKW nie miała nic wspólnego z przetargiem na wybór firmy odpowiedzialnej za liczenie głosów. "Do przetargu można mieć wiele zastrzeżeń, lecz nie organizowała go PKW, ale Krajowe Biuro Wyborcze. (...) To nie do członków PKW należało przygotowanie i przeprowadzenie przetargu" - zaznacza. "[Jako członek PKW, nie mam sobie nic do zarzucenia], bo przecież nie miałem możliwości zweryfikowania sprawności systemu informatycznego ani skontrolowania przebiegu przetargu. Przypomnę, że system informatyczny stosowany wcześniej, w tym w <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/raport-wybory-samorzadowe-2024" title="wyborach samorządowych" target="_blank">wyborach samorządowych</a> w 2010 roku, sprawdził się" - dodał profesor Mączyński. Były już członek PKW odniósł się również do zarzutów polityków PiS o sfałszowanie wyborów. "Kto stawia takie zarzuty, powinien przedstawić dowody, bo fałszerstwo wyborcze jest przestępstwem, podobnie zresztą jak pomówienie. Dodam, że nie wyobrażam sobie, jak mogłoby dojść do fałszerstw, kto tak mógł robić, bo przecież w komisjach zasiadają przedstawiciele poszczególnych komitetów wyborczych, a więc głównie partii, a ich pracę obserwują wyznaczeni przez te komitety mężowie zaufania" - podkreślił.